Och, jaką mieliśmy udaną
niedzielę! I to na dodatek wcale nie leniwą! Clara zaplanowała spacer na
wzgórze Ozoo, oprócz nas poszli Orio, Maurice i Bolingo. Pogoda była idealna,
bo niebo pokrywały chmury, ale przez cały czas nie spadła ani kropla deszczu.
Dystans nie był też tak duży, jak na Manziriko i nie wróciliśmy tak totalnie
wykończeni jak poprzednio. Również wspinanie się na górę było mniej uciążliwe,
bo byłą tam ścieżka i nie trzeba się było przedzierać przez chaszcze.
Oczywiście widoki były oszałamiające, w ogóle tego nie widać na zdjęciach. W
przeciwieństwie do Manziriko, gdzie wszystko było czerwono- pomarańczowe, tutaj
krajobraz był bardzo zielony z wyrastającymi raz po raz „domami” termitów,
wysokości człowieka czasami. Dani chyba też ma dur, bo źle się czuł przez cały
spacer, ale dzielnie dotrwał do końca. Wieczorem co prawda padł jak zabity z
wielkim bólem brzucha…My natomiast z Mary przygotowałyśmy pyszną kolację:
ziemniaczane kotlety, pesto i omlet z pomidorami i papryką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz