Ależ mieliśmy ciężką
niedzielę! A w sumie nic wielkiego nie robiliśmy. Cały (dosłownie) dzień
spędziłyśmy z Mary w kuchni, przygotowując wieczorną kolację dla Clary i Orio.
Po pierwsze skończyli pierwszą partię pracy w budowie swojego domu, to się
chyba nazywa stan surowy, to znaczy są już wszystkie ściany, podłoga, dach,
wszystko otynkowane, praca murarzy zakończona. Po drugie dzisiaj Clara i Orio
spędzili prawie cały dzień w rodzinnej wiosce Orio, prosząc o zgodę na ślub
rodzinę Orio i ustalając pierwsze szczegóły. Tutaj ślub składa się z trzech
części: porozumienia rodzin, ślubu cywilnego i kościelnego. Tak że to wielkie
wydarzenie, Clara była dzisiaj bardzo zadowolona. My natomiast wymyśliłyśmy z
Mary meksykańskie taco: potrawę pyszną acz wymagającą. Najpierw musiałyśmy
kupić mięso i je przygotować, potem ugotować fasolę(trzy godziny na gazie!),
zrobić sos i naleśniki. Naprawdę mnóstwo czasu, jak zaczynałyśmy to nie
sądziłyśmy, że to się tak skończy. Na obiad więc przygotowałyśmy 5-minutowe danie:
nasz standardowy makaron z bazylią i
czosnkiem, który cieszy się coraz większym uznaniem i powoli wypiera spaghetti
z sosem pomidorowym. Do poobiedniej kawy otworzyliśmy nasze pierniczki, które
są przepyszne i piękne, oczywiście już prawie się kończą. Udało mi się jednak
podebrać trochę dla sióstr w Ariwara. Dani natomiast spędził cały dzień na
rozpalaniu pieca, suszeniu drewna, robieniu chleba, czekaniu aż wyrośnie, teraz
ma plan, żeby wymienić komin…Ale chleb wyszedł pierwsza klasa, muszę ukraść mu
przepis!
|
Fiona ze szczeniakami |
|
Nasze taco i chleb |
|
Pierniczki |
|
Mary z jej autorskim PlumpyNut |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz