Dzisiaj w szpitalu było bardzo
spokojnie. Josephine nie wróciła jeszcze z wyjazdu do Bunii, bo pojechała
odwiedzić swoich rodziców. Salome dzisiaj zmarła siostra, więc nie było jej
cały dzień w pracy i nie wiem jakie są jej dalsze plany- w czwartek miała
jechać do Kampali odebrać Ozvaldo z lotniska, ale teraz nie wiem jak to będzie.
Ozvaldo przyjeżdża z Włoch podłączyć nasz spektrofotometr- jest nadzieja, że
wreszcie będziemy mieć dostęp do takich badań jak mocznik, kreatynina,
cholesterol…Zobaczymy. Na razie zmagamy się z problemem, że nie mamy testów na
HCV i HBV, przez to musimy odsyłać dzieci do przetoczenia krwi do General
Hospital, bo tylko tam takie testy mają. Super! Tak że dzisiaj to już w ogóle
nikt nie pracował, ale mi udało się pod nieobecność sióstr doprowadzić mój
pomysł do realizacji: przygotowałam zestaw leków do reanimacji, tak żebyśmy w
przypadku nagłej sytuacji nie musieli szukać strzykawek, adrenaliny i wody do
iniekcji po całym szpitalu, tracąc na to cenne minuty. Bonheur po 5 tygodniach
porzuciła szpital , a raczej jej tata, któremu w piątek tłumaczyliśmy jak ważne
jest pozostanie w szpitalu- widać nie posłuchał. Fiore dzisiaj wyjechała na
parę dni do Watsa. Na moim kursie angielskiego było dzisiaj aż pięć osób. Dani
złapał pierwszą mysz w pułapkę. Zabił również z procy nietoperza. I kazał sobie
zrobić zdjęcia ze swoimi ofiarami… Wieczorem jedliśmy kolację u sióstr, Joy
powiedziała mi, że prawdopodobnie Carmela pojedzie odebrać Ozvaldo z lotniska.
Rambo |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz