Dzisiaj znowu rano obudził
mnie deszcz, a jak pada deszcz to można dłużej pospać, bo nikt i tak do pracy
się nie spieszy…Rano pojechałam znowu do Hospital General, żeby poprosić o
przeniesienie dziecka na leczenie do naszego szpitala, ale już widziałam, że
nie ma szans, kiedy bardzo uprzejmy dr Patric zaczął mówić, że musi zapytać
przełożonych, odpowiedzialnych itp.itd. i że da mi osobistą odpowiedź czy się
udało. Tak że gdy po kilku godzinach zobaczyłam go w naszym szpitalu już
widziałam, że jest źle. Ale jak po wszystkich wyjaśnieniach, że matka musi
zapłacić fakturę, bo jak przejdzie do nas to ucieknie, powiedział, że teraz
wszystko w rękach Boga, to miałam mało chrześcijańskie uczucia…
W naszej posadzonej rzeżusze
znalazłam dzisiaj dwa robale typu „econda”, czyli te które podrażniły skórę
Daniego. One nie gryzą, tylko jak ich się dotknie np. podczas strzepywania ich
ze skóry to wydzielają taką substancję, że robi się duża i bardzo boląca rana-
tak więc trochę się zaniepokoiliśmy. Na
kolację przyszedł znajomy Fiore, nauczyciel angielskiego z liceum, ale to nie
on był największą atrakcją wieczoru, ale latające za oknem i w niewielkiej
ilości w kuchni gigantyczne termity. Teraz dorosły, są w okresie zrzucania
skrzydeł i przekształcania się w chodzące robale. Takie duże termity lokalni
obdzierają ze skrzydełek i wsuwają z apetytem, bo to dużo białka. Podobno można
zrobić z nich też ciasto, wszyscy mówią, że dobre. Mnie odgłos trzepoczących
skrzydeł przyprawia o gęsią skórkę, a jak przy stole ten nauczyciel pokazał nam
jak się obiera żywego termita, żeby wydobyć z niego „tłuszcz” to myślałam, że
zwymiotuję. Na dodatek na kolację Fiore przygotowała jakąś brunatną papkę,
podobno z mięsa, którą ledwo udało mi się przełknąć, ale musiałam się skupiać,
żeby nie myśleć o tym co przełykam….Jednym słowem- kolacja okazała się totalną
porażką, to jeden z tych posiłków, których nigdy nie chciałabym powtórzyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz