Nic nierobienie wcale nie jest
takie złe! W sumie zawsze znajdzie się coś do roboty. Rano razem z Danim
pozałatwialiśmy parę spraw- trzeba było odwieźć samochód do drugiego zakonu,
zrobić kopię zdjęcia dla Mary i zawieźć specjalny dokument do biura przy
granicy itp. itd. Tak zleciał czas do obiadu, potem poszłam zrobić masaż
s.Angeli, miałam spotkanie z Maman Aroio w sprawie toreb(na które poszłam z
Mary, żeby ją wtajemniczyć) i wieczorny angielski z chłopakami. Ha! No, całkiem
nieźle jak na brak pracy. Teraz czekamy na pierwsze danie Mary- pizzę, która na
razie rewelacyjnie pachnie, ale już niedługo się zmaterializuje. Eliza
powiedziała mi dzisiaj, że w środę mam przyjść na spotkanie z Salome, mamy
„przedyskutować” sytuację, chociaż nie wiem co tu jest do przedyskutowania…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz