Mam wrażenie, że niewiele z
ostatnich dwóch dni spędziłam w szpitalu. W środę koło szóstej nad ranem obudził mnie deszcz.
Od razu wiedziałam, że nie przestanie padać zbyt szybko i cały dzień będzie się
ciągnął w nieskończoność, bo i pracownicy i pacjenci pojawią się w szpitalu z
opóźnieniem. Nie pomyliłam się- pierwsze opatrunki Samuel zaczął zmieniać koło
9:30. Żeby do tego czasu czymś się zająć, zaczęliśmy z Michaelem nowy projekt,
który wisiał nade mną od jakiegoś czasu- sprzątanie magazynu w zakonie. Muszę
się przyznać, że nie miałam za bardzo ochoty sprzątać go sama, więc kiedy
Michael z zapałem podchwycił pomysł byłam ucieszona. Przez dwa dni udało się
nam ogarnąć mniej więcej połowę magazynu, wyrzucając mnóstwo niepotrzebnych
rzeczy, znajdując parę przydatnych, które można(i trzeba!) wykorzystać w szpitalu.
Największym znaleziskiem okazał się skład zabytkowych szklanych strzykawek,
pięknie wykonanych, nowiusieńkich i zupełnie bezużytecznych. Do tego kilka
zestawów igieł wielorazowego użytku. Cudowne odkrycie, które tylko przysporzyło
nam kłopotów, bo powstało pytanie co z nimi zrobić. Michael ma poszukać na internecie czy może ktoś nie byłby
zainteresowany kupnem/przygarnięciem tego zbioru, bo to prawdziwy zabytek. Przyjemność
sprzątania i porządkowania magazynu dozujemy sobie jednak w dawkach 2-3 godzinnych,
bo jest to naprawdę ciężka i wykańczająca praca.
Poza tym biegamy co jakiś czas
do szpitala, a to sprawdzić jak się mają chłopaki w ambulatorium(wygląda, że
nadzwyczaj dobrze, nie mogę powiedzieć- nie zauważyłam żadnych błędów), dzieci
na pediatrii, wykonać jakąś papierkową robotę dla Marceli itp. Ja jestem bardzo
zadowolona z mamy Sity, nowego niedożywionego dziecka, bo jest naprawdę
zmotywowana do dawania mleka, nie mamy z nią żadnych problemów. Tylko z Faidą
wciąż mamy ten sam problem, że odmawia PlumpyNut.
W sobotę na weekend
przyjeżdżają dziewczyny z Aru, więc w środę po południu organizowaliśmy dla
nich pokoje i łóżka, a dzisiaj poszliśmy na open market zrobić zakupy.
Wieczorem rozdzielaliśmy z Marcelą pieniądze na wypłaty pracowników, a Michael
uczył się tych koszmarnych francuskich liczebników, czasem przyprawiających go
o wielką frustrację! Tak trudno je zrozumieć na początku, te wszystkie 5,50,
500, 80, 100, wszystko brzmi tak podobnie! Ale dał radę!
Ostatnio też śmialiśmy się z
tego, że Michael jak przyjechał do Aru w ogóle nie jadł masła orzechowego.
Byłyśmy wszystkie lekko zaniepokojone, bo to podstawa tutaj, jemy je na
okrągło. Nie minęły trzy tygodnie, a Michael wcina masło łyżką ze słoika! Nie
da się oprzeć tutejszemu masłu orzechowemu!!! Obawiam się tylko, że jak tak
dalej pójdzie to porządnie rozrośniemy się wszerz!
I have this impression that I haven’t spent too
much time in the hospital during the last two days. Wednesday around six in the
morning I was woken up by the pouring rain. Immediately I knew that it’s not
going to stop for a long time and the whole day will be sleepy and slowly as
both employees and patients will arrive at hospital late. I wasn’t mistaken-
Samuel started changing the dressings about 9:30. To be occupied with something
by that time, we started with Michael a new project I was thinking about for
some time- making order in convent’s magazine. I must admit I have been putting
off this project as I didn’t want to do it alone, so when Michael agreed to do
it with energy, I was really happy. During this two days we managed to tidy up
about half of the magazine, throwing away a lot of unneeded things, finding few
utile, which we can(and we should!) use in the hospital. Our biggest revelation
was a stock of old, antique glass syringes , beautifully made, totally new and
totally useless… This remarkable finding provoked only problems, because now
there’s a question what to do with them. Michael said he will look on internet
if anybody would be interested in buying/ taking them, because it’s a real relic.
The pleasure of cleaning the magazine we divide into 2-3 hours of work, because
in the end it’s really tiring and hard work.
Apart from that we run from time to time to the
hospital, checking if boys in the ambulatory are ok(it seems yes, as I haven’t
found any mistakes yet), how are the children on pediatrics, making some paper
work for Marcela etc. I’m very satisfied with Site’s mother, new malnourished
child, as she’s really motived, she gives milk well and we have no problems
with her. High hopes! With Faida the situation hasn’t changed, she still
refuses PlumpyNut, so you can just imagine how her glycaemia looks…
On Saturday girls from Aru come to stay here
for a weekend, so Wednesday afternoon we were preparing the rooms for them and
today we went on the open market to make some shopping. In the evening we were
dividing the money with Marcela for hospital employees and Michael was learning
terrible French numbers. It’s so difficult at the beginning to understand if
Marcela means 5,15,50, 500 or 100 as it all sounds so similar. But he
succeeded!
The other days we were also laughing with the
memory that when Michael came to Aru he refused to eat our peanut butter,
saying yes only to Jif. We were all a bit concerned as this is such a basic
food here and we eat it all the time(for now LITERALLY for breakfast, lunch and
dinner). However three weeks have passed and Michael eats peanut butter with a
spoon directly from the jar. The Congolese peanut butter is just irresistible!
I’m just afraid that if we continue like that we’re going to become quite
obese:)!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz