Po wczorajszej przełomowej
informacji, że maszyna do ozonoterapii nie działa, musiałyśmy przeorganizować z
Marcelą cały system dezynfekcji, dekontaminacji narzędzi chirurgicznych i zmiany opatrunków. Znowu nauczyłam się
zupełnie nowych rzeczy, robiąc wczoraj rozeznanie w dostępnych roztworach
dezynfekcyjnych, rozcieńczeniach i ich zastosowaniach. Dzisiaj na szybko musiałam
więc przygotować szkolenie dla personelu z tego tematu(zdumiewająco dobrze
poszło!), protokół zastosowania tych
roztworów, nadzorować ich przygotowanie i na koniec osobiście jeszcze raz
każdemu odpowiedzialnemu za sterylizację wszystko wyjaśnić. Jednak jestem
zadowolona z efektu i wciąż mam nadzieję, że to tylko przejściowa zmiana, że za
niedługo wrócimy do używania naszej maszyny. Pomysły są dwa: pierwszy, że
zabiorę ją ze sobą do Włoch, szybko ją tam naprawią i zostanie wysłana z nowymi
wolontariuszami, bo chodzą słuchy, że jedno małżeństwo ma przyjechać tu w
październiku. Drugi pomysł jest taki, że Letizia zorganizuje nową maszynę i
przyśle ją z małżeństwem lub doktorem, który ma tu przyjechać w listopadzie.
Jest więc nadzieja!
Poza tym pracowałam dzisiaj
niespodziewanie na pediatrii: najpierw z wczorajszą mamą 3-miesięcznego
wcześniaka, który ma się dobrze, wcina mleko bez problemu i którą jutro mam
zamiar szkolić ze sterylnego użycia butelki i przygotowania mleka. Potem
mieliśmy nowy przypadek niedożywionego dziecka, ale co do niego mam też duże
nadzieje, bo choć jest zupełnie białe i obrzęknięte, to na skórze nie ma
żadnych zmian i ładnie zjada mleko. Następnie do szpitala przyszła babcia
Onzii, dziecka, które wyleczyliśmy z niedożywienia, w kasie czeka na nią
niezapłacona faktura, a Onzia ma piękny kaszel i gorączkę, poprosić czy możemy
mu dać leki. Skonsultowaliśmy więc go, jakoś zorganizujemy pieniądze, Justin
pomógł mi we wszystkim i po południu(po m.in. paracetamolu)już Onzia wyglądał
lepiej. Faida natomiast ma się chyba
gorzej, obrzęki narastają, nie chce jeść PlumpyNut i ogólnie rzecz biorąc nie
mam pojęcia co z nią zrobić.
Z przyjemniejszych rzeczy Guzu
pozwoliła mi dzisiaj spróbować ponosić jej dziecko w tradycyjnej kongijskiej
chuście na plecach- muszę przyznać, że było to bardzo wygodne i praktyczne.
Cały szpital miał generalnie niezły ubaw ze mnie:) Po południu poszliśmy z
Michaelem na open market. Zbierało się na deszcz i doświadczyliśmy
niesamowitego zjawiska: w oddali widać było, że już leje, a my słyszeliśmy
tylko coś jakby wodospad, ogromną ilość wody. Jednak my byliśmy w strefie bez
opadów. Obeszliśmy open market, wróciliśmy do domu bez deszczu, zastając zakon cały mokry, w wielkich kałużach,
podobno lało mocno. A odległość między zakonem a open market to tylko 15 minut
piechotą!
Michael zaczął dzisiaj również
czytać mój blog i obiecałam mu, że napiszę jaki jest rewelacyjny:) Odkładając
jednak na bok wzajemną sympatię, muszę obiektywnie stwierdzić, że naprawdę się
sprawdza. Co mi się w nim podoba to, że pomimo dużych trudności językowych, nie
boi się zostawać sam, często pomaga mi w załatwianiu różnych spraw, gdy trzeba
coś przynieść albo zapytać, wychodzi do ludzi, stara się używać francuskiego.
Podziwiam go za to, chociaż wciąż nie może się zmobilizować do biegania i wciąż
powtarza, że jestem denerwująca:)
So after yesterday breakthrough news that our
ozonotherapy machine doesn’t work, me and Marcela had to reorganize all the
system od disinfection, decontamination of the instruments and changing
dressings. Again I’ve learned a lot of new things here making yesterday
research on disinfectants, it’s dilutions and usage. For today quickly I had to
prepare a small formation on this subject for the staff(it went surprisingly
well!), protocoled it, supervise preparation of those solutions and in the end
personally explain to all the people who are responsible for the sterilization
everything again. However I’m glad from the results and I still hope that this
extraordinary situation is just temporal, that soon we’ll return to usage of
our machine. There are two ideas how to do it: first is that I’ll bring it with
me to Italy, they’ll repair it quickly and it will be sent here with new
volunteers as it seems there’s a married couple coming here in October. Second
is that Letizia will organize second machine for us and send it with the couple
or the doctor who comes here in November. So we still have hope!
Apart from that unexpectedly I was working
today on the pediatrics: first with the yesterday’s mother of 3 months old
premature, who’s quite well, eats milk with no problem and whom I’m planning to
teach tomorrow of how to use the milk bottle sterilely. Then a new malnourished
child came, but I have a lot of hopes for him: even though his skin is white
and feet oedematous, there’s no ulcers on his skin and he eats well the F75
milk. After that Onzia’s grandma came to the hospital asking if we can treat
Onzia because she has no money. That child we healed from malnutrition about 3
months ago, grandma still has her bill to pay for the last hospital stay and
Onzia has a fever and cough. So we consulted her, told her not to worry about
the money, Justin helped me with everything and in the afternoon(probably
because of paracetamol) Onzia already looked better. As for Faida she’s not
better, still having great oedemas and refusing PlumpyNut and I literally have
no idea what to do with her!
From the better stuff Guzu let me today try to
carry her baby in a traditional Congolese pagne. I must admit it was very
comfortable and practical. The whole hospital however was amused, but in the
end it was great fun to try it! In the afternoon we went with Michael on the
open market. It was about to rain and we saw from faraway a wall of water and
heard a great noise, like a waterfall, of pouring rain. However we managed to
go and return without the rain, while in the convent it was raining! The walk
took us something like 40 minutes as the distance between market and convent is
about 15 minutes- so close and so totally different weather!
Michael started today reading my blog finding
that there’s not too much about him and demanding if I can write something
about how awesome he really is. So: I can quite objectively state that he’s
really good at work. What I like is despite his French difficulties he works
alone, not trying always to be with me, he’s not scared to go alone to ask for
something, he’s speaking with people trying to use his French. With this kind
of attitude he’ll get French quickly. I admire him for that even though he
still didn’t go running as he said and he repeats I’m annoying:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz