Dzisiaj moja podróż z powrotem
do Ariwara była dokładnym przeciwieństwem piątkowej. I miałam takiego farta!
Gdyby Mary się nie zmobilizowała i nie poszła przed południem na open market po
masło orzechowe, gdyby się nie zabrała za przygotowywanie plumpynut, gdyby nie musiała
przygotować 23. saszetek, a po 20. zabrakło jej torebek, gdyby nie poszła po
trzy dodatkowe do piekarni i po drodze nie zobaczyła przejeżdżającego autobusu,
gdyby nie dała mi znać, gdybyśmy szybko nie zebrały się z Clarą i gdyby Clara
nie zawiozła mnie na stację, to pewnie autobus odjechałby beze mnie. Tyle
małych sytuacji, tyle powiązanych ze sobą zależności i jaki wynik- wreszcie nie
musiałam czekać dwie godziny na autobus, znalazłam nawet siedzące miejsce i bez
problemów i szybko dojechałam do Ariwara! Tu zrobiłam szybkie zakupy na open
market, przeliczyłam się z wagą moich bagaży i myślałam, że się nie dotargam do
domu, poszłam do szpitala, zastając Faidę w niezłej formie.
W Aru natomiast, przed
wyjazdem poszłam odwiedzić dr Elizabeth w domu, żeby zobaczyć jej długo
wyczekiwane dziecko. Pierwsze poroniła, bardzo się bała o kolejną ciążę, ale
wszystko dobrze przebiegło. Rodziła w Kampala, z tego co opowiada, w
europejskich warunkach, w prywatnym szpitalu. Dziewczynka nazywa się Merveille
(fr. „cud”), ma niecały miesiąc, mnóstwo włosków i, na afrykański sposób,
jeszcze nie była na zewnątrz, na spacerze! Rano udało mi się razem z s.Elizą
znaleźć w zakonie prześliczną sukienkę i bluzeczkę dla małej, myślę, że
Elizabeth będzie zadowolona.
Well, today’s journey back to Ariwara was an
absolute opposite of the Friday’s one. And I had such a luck! If Mary hadn’t mobilized
herself to go to the open market for the peanut butter before noon, if she
hadn’t started making plumpynut, if she hadn’t had to prepare 23 sachets and
after 20 she hadn’t finished the bags, if she hadn’t gone for three additional
ones to the bakery and on her way hadn’t seen my bus passing by, if she hadn’t
come back to tell me that, if me and Clara quickly hadn’t took the moto to the
bus station, probably I would have missed that bus. So many small coincidences,
all linked together and the result- finally, finally!, I haven’t waited two hours for a bus, found
even free place to sit and quickly and with no problems arrived to Ariwara! Here
I made basic shopping on the open market, miscalculated the weight of my
baggage and barely reached home, went to the hospital and found Faida in a
quite good shape.
In Aru, before leving, I visited dr Elizabeth(with
whom I worked for 5 months in Aru’s dispensary) to see her baby. She miscarried
first one, so was very nervous about this pregnancy, but everything went well.
She delivered in Kampala, from what she describes, in quite European
conditions, in a private hospital. The baby girl’s name is Merveille(fr.
“miracle”), she’s one month old, has lots of hair and, in an African way, she
hasn’t been outside yet, on a walk! Before, in the morning with s.Eliza I
managed find in the convent beautiful dress for Merveille, hoping Elizabeth
will like it.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz