W sobotę wstaliśmy w miarę
wcześnie, by posprzątać dom na przyjazd dziewczyn. Michael idealnie skończył
myć podłogi w momencie jak usłyszałam parkujący samochód przed zakonem. Po
chwilach niepewności czy przyjadą, bo wczoraj w drodze powrotnej z Arua zepsuł
się samochód, jednak wszystko się udało.
Po szybkiej kawie z boskimi ciasteczkami Marie(muszę zdobyć przepis!),
poszłyśmy z Clarą do szpitala zrobić badania. Nie wiem czy wspominałam(chyba
nie, bo jak się dowiedziałam to była tajemnica), ale Clara jest w ciąży!!! To
już początek piątego miesiąca, więc Marcela zaproponowała, żebyśmy zrobiły też
USG. Zadzwoniła do dr Pascala, żeby nas przyjął i po 40 minutach czekania
wszyscy(tzn. Mary, Marie, Michael i ja) wpakowaliśmy się razem z Clarą do
pokoju badań, żeby obejrzeć wspólnie to USG. Chyba jak zobaczyliśmy na ekranie
bijące serce, główkę i ruszające się nóżki to naprawdę do nas dotarło, że Clara
będzie miała dziecko. Była to naprawdę magiczna chwila.
W międzyczasie wybraliśmy się
na nasz open market(chyba pierwszy raz byłam tam przed południem), który tętnił
życiem i kolorami. Po obiedzie, na który poprosiłam naszego kucharza, aby ugotował
nam fasolę z masłem orzechowym, wszyscy poczuliśmy się na tyle zmęczeni,
głównie upałem, że zdecydowaliśmy się na drzemkę. Wieczorem graliśmy w
Machiavelli i oglądaliśmy filmy.
W niedzielę, po śniadanku i mszy, Mary znowu
zabrała się za przygotowywanie swoich słynnych naleśników. Tym razem smakowały
jeszcze lepiej, gdyż przygotowała również miodowo- pomarańczowy syrop, idealnie
komponujący się z cynamonowo- goździkowym smakiem naleśników. Dołączcie do tego
kremowe masło orzechowe i banany, a otrzymacie niebiański lunch!
Potem rozmawiałam z
Marcelą o moim powrocie, głównie
dlatego, że musiałyśmy rozwiązać sprawę maszyny do ozonoterapii. Podjęłyśmy
decyzję, że zabiorę ją ze sobą do Rzymu, poprosiłam więc dziewczyny, żeby na
razie zabrały ją ze sobą do Aru skoro mają samochód. Potem ustaliłyśmy, że
pojadę do Kampali w czwartek 18.10, prześpię noc u znajomego Marceli, który
potem odwiezie mnie na lotnisko w piątek. Brzmi nieźle!
Po południu lunął deszcz,
wreszcie uwalniając nas od intensywnego upału, a dziewczyny postanowiły wracać
do domu.
Od piątku również Marcela ma
malarię. Zdecydowała się na kroplówki z chininą, więc mieliśmy w piątek akcję
dostosowywania jej pokoju na kształt szpitala, zakładania wenflonu i zmian
kroplówek. Cały weekend spędziła w łóżku, wreszcie trochę odpoczywając.
On Saturday we got up quite early to clean the
house before girls’ arrival. Michael perfectly on time finished cleaning the
floors, just when I heard the car parking in front of the convent. After some
moments of doubts, because yesterday on way back from Arua the car broke down,
finally they made to come. After quick coffee with marvelous Marie’s
cookies(need to get the recipe!), we went with Clara to make labo tests. I
think I didn’t mention it yet(as when I get to know it, it was still a secret),
but Clara is pregnant!!! It’s already the beginning of 5th month, so
Marcela suggested we should make USG. She called dr Pascal to make it and after
40 minutes of waiting outside his office all of us(Mary, Marie, Michael and me)
popped inside to see together this USG. When we saw on the screen heart
beating, head and legs moving it really got to us that Clara will have a baby.
This was a magical moment.
In the meantime we went to the open market(first
time I guess I was there before noon), which was full of life, people and colors.
For lunch we ate beans with peanut butter specially made for us by the sisters’
cook and we felt tired enough, mainly with the heat, to take a nap. In the
evening we played Machiavelli and watched movies.
On Sunday, after the breakfast and mass, Mary
again made her famous pancakes. This time they tasted even better with
honey-orange sauce she prepared, perfectly compliments nutmeg-cinnamon
pancakes. Add to this creamy, smooth peanut butter and tasteful bananas and you’ll
get extraordinary lunch!
Then I talked with Marcela about my coming
back, mainly because of ozonotherapy machine. We decided I’ll take it to Rome,
so I asked girls to take it to Aru if they’re by car. Then we decided I’ll go to
Kampala by bus on Thursday 18th, sleep over at Marcela’s friend, who
will take me to the airport on Friday. Sounds good!
In the afternoon the rain started, calming down
enormous heat and girls decided to go home.
From Friday Marcela has malaria. She has decided
to take perfusion of chinine, so on Friday we had to prepare her room for a
hospital one, find somebody to put the IV and were changing the perfusions. She
has spent all the weekend in bed, finally getting some rest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz