Poniedziałek rano był znowu
pracowity- ostanie dopakowywanie bagażu, sprzątanie łazienki i, co
najważniejsze i najbardziej frustrujące, szukanie kredytów MTN. Od soboty ich
szukałam, nic nie znajdując: a więc moje plany o ostatnim skypie przed wyjazdem
na cały miesiąc, telefonach i emaliach spełzły na niczym. Mam jednak nadzieję,
że Marcela w Ariwara pozwoli mi skorzystać ze swojego modemu, raz na jakiś
czas. Przed wyjazdem pojechałam na chwilę do szpitala, poprosić Maman
Clementinę czy by mi mogła dać jedną miarkę do mierzenia obwodu ramienia, bo w
Ariwara ktoś je zgubił… Ku mojemu zaskoczeniu dostałam je bez problemu,
upewniłam się że mleko nadal nie dotarło i dowiedziałam się, że Elizabeth już
jest na zwolnieniu przed porodem- ma rodzić w Ariwara lub Kampali. Oby wszystko
przebiegło bez powikłań! Potem musiałam się zbierać na autobus i przed wyjazdem
bardzo niezgrabnie pożegnać się z Enzo- w sumie nadal nie ma oficjalnej
informacji, bo Tina wciąż nie przyszła, ale myślę, że jak wrócę do Aru to Enzo
już nie będzie. Na autobus odwiozła mnie
Clara i znowu musiałam na niego czekać ze dwie godziny. Byłam wielką atrakcją w
zatłoczonym autobusie, czego nie znoszę, wszyscy Ci ludzie obgadujący mnie na
prawo i lewo i śmiejący się ze wszystkiego co robię, a na dodatek musiałam
stać. To mi się zdarzyło po raz pierwszy, ale po godzinie ktoś ustąpił mi
miejsca. W zakonie zastałam wielką „niespodziankę”: Claudine została wezwana
przez Tinę na formację do Aru. Konsekwencje tego są takie: w zakonie została
Marcela, Clementine i aspirantka Florance. Marcela SAMA musi kierować całym
szpitalem, a teraz mamy koniec miesiąca i czas płac i wypełniania setek
idiotycznych rejestrów, przygotowywać wszystko dla wolontariuszy i kierować
zakonem, bo jest najstarszą siostrą, która została. Jak tak można się nawzajem
traktować??? Jak Tina mogła wydać takie dyspozycje? To naprawdę świadczy o
niej, że nie ma pojęcia co to znaczy pracować w tak dużym szpitalu i być w
pracy 12 godzin na dobę. Ach, szkoda gadać…Na dodatek w sobotę nawet Clenetine
wyjeżdża na rekolekcje i wtedy Marcela zostanie tutaj sama z Florance. My
natomiast zupełnie przypadkiem odkryłyśmy, że wolontariusze przyjeżdżają w
piątek a nie sobotę!! Dzięki Bogu, że to jakoś wyszło, że możemy jeszcze
wszystko przeorganizować, ale to dosyć gruby błąd z naszej strony. Tak że życie
tu toczy się na wariackich papierach ostatnio, współczuję Marceli bardzo, że
musi tyle pracować, zwłaszcza po jej ostatniej chorobie powinna bardziej na
siebie uważać. Ale to typ osoby, która stawia oczywiście obowiązek ponad swoje
zdrowie. Dzięki temu szpital tak dobrze działa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz