Rano w szpitalu potwierdziła
się moja teoria, że Tsandiru, pielęgniarka która miała nocny dyżur, dobrze
pracuje i można na niej polegać- dawała dzieciom mleko co 3 godziny w ciągu
całej nocy. Potem miałam obchód z moim ulubionym dr Cyprianem, z nim zawsze mam
wrażenie, że dobrze się zajęliśmy naszymi dziećmi. W przeciwieństwie do niego,
dr Pascal, oprócz tego, że jest niesympatyczny i traktuje mnie jak swoją
sekretarkę, sprawia wrażenie chaotycznego i niezainteresowanego…Drugi mój
ulubiony doktor, Faustin, niestety znowu jest w Kampala, musi pokończyć tam
jakieś egzaminy, a ja co drugi dzień jestem skazana na obchód z Pascalem. Z
wielkim poczuciem nieuchronionego rozdzielam mleko dla naszej dwójki dzieci,
wiedząc że jutro tego mleka zabraknie. Pozostałe dzieci lepiej lub gorzej
tolerują PlumpyNut, jednak on nie jest zbyt dobry, gdy dzieci mają obrzęki-
powinno się go wprowadzać po ich ustąpieniu, niestety obecnie nie możemy
zapewnić mleka wszystkim dzieciom. Nie mogę też bardziej podrążyć sprawy mleka
terapeutycznego w Bunii, czy tam jest czy go nie ma, choć jestem bardzo
ciekawa, bo Claudine się tym zajęła. Wiem, że doprowadzi sprawę do końca i nie
mogę jej co pięć minut o to pytać, żeby nie wyszło, że ją kontroluję czy coś
podobnego. Muszę więc cierpliwie czekać. Z tego co wiem w Bunii, siedzibie
UNICEFU, który rozdziela F75, F100 i PlumpyNut do takich miejsc jak nasz
szpital czy szpital w Aru, te produkty są dostępne, ale np. nasz bezpośredni
zwierzchnik, tzw.BCG nie kwapi się z ich transportem. Claudine bardzo wyraźnie
wytłumaczyła, że pieniądze, które powinny być przeznaczone na transport BCG
wkłada do własnej kieszeni-powinni nam dostarczać mleko co miesiąc. Siostry
więc chcą zorganizować transport na własną rękę, ale to rodzi problemy natury
„dobrych kontaktów” z BCG, który nie chce, aby siostry starały się o mleko
bezpośrednio z UNICEFU, bo wyjdzie na jaw ich(BCG) niekompetencja… Tak że
ciężko mi się w tej całej zagmatwanej sytuacji odnaleźć, muszę wierzyć, że
koniec końców Claudine wszystko załatwi, to osoba, na której do tej pory mogłam
polegać, oby i tym razem się jej udało!
Dzisiaj cieszyliśmy się też z
nowej dostawy, po kilkudniowej przerwie, paracetamolu w syropie oraz
pediatrycznych wenflonów. Dziecko z rozoraną(dosłownie) szyją po ropniu ma się
lepiej, wczoraj wyglądało koszmarnie. Bienfait w śpiączce z niewiadomego powodu
od dwóch dni, zaczęła reagować na bodźce bólowe. Nowa nadzieja wstąpiła.
Po szpitalu dalej zajmowałam
się zakwaterowaniem wolontariuszy- wyprałam wszystkie siedem moskitier i
zrobiłam listę rzeczy brakujących do kuchni. Ostatecznie też postanowiłyśmy z
Marcelą, że jadalnię zorganizujemy w jednym z pokoi, a nie jak wcześniej
planowałyśmy w domku-magazynie obok. Nie mogłam się przekonać do możliwości
uczynienia tego miejsca w miarę przytulnym i wygrał mniejszy, aczkolwiek zdecydowanie
bardziej domowy, pokój.
Potem wróciłam na chwilę do
szpitala przygotować mleko dla dzieciaków i zastałam typową dla Aru sytuację
również i tutaj- jedno z dzieci było nieobecne, bo jego mama postanowiła wybrać
się na targ, nie zważając na godzinę karmienia…W zakonie zastałam Suzanę i
Florance obierającą wielką ilość orzeszków ziemnych, przyłączyłam się więc.
Florance, aspirantka, która na stałe mieszka w Aru, do Ariwara przyjechała na
dwumiesięczny staż, okazuje się być bardzo miłą dziewczyną, chyba najfajniejszą
z całej czwórki aspirantek. Natomiast z Suzaną jest jakaś większa sprawa, mówi
się o tym po kątach tutaj, coś niecoś wiem od Marceli- chyba matka generalna
chce ją odsunąć od funkcji przełożonej zakonu w Ariwara, na razie wysyłając ją
na „odpoczynek” do Watsa. Myślę, że Suzana wie co się szykuje, bo mówi o tym wyjeździe z dużą nostalgią i trochę
tajemniczo- chyba jej wiek i mało(jak się dowiaduję od Marceli) „życiowe”
podejście do kierowania zakonem, uniemożliwią jej bycie przełożoną. Jeszcze nie
wiem co to do końca oznacza, ale szykuje się, że Suzana wyjedzie na dłuższy
okres czasu do Watsa, no zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz