piątek, 19 października 2012

Moja podróż / My journey


A więc właśnie siedzę sobie na lotnisku w Addis Ababa(Etiopia), które jest koszmarnie zatłoczone i głośne. Słyszałam coś o tym, że teraz jest czas pielgrzymki muzułmanów do Mekki i chyba to prawda, bo aż roi się tu od nich. Ale po kolei:
Rano, jak pisałam, było wspaniale spokojnie. Po 11 zjawił się Richard, że dzwonił na lotnisko, że mój bilet nie jest potwierdzony(co podobno powinnam zrobić?) i że musimy się w błyskawicznym tempie wyrobić do 12 z wyjazdem na lotnisko. Mieliśmy zaplanowaną wizytę w sklepach z afrykańskimi pamiątkami, więc szybko wzięliśmy moto taxi i pognaliśmy. Ten market był przewspaniały, żałowłam, że nie mieliśmy więcej czasu. Jednak kupiłam przewspaniałe rzeczy, w 100% afrykańskie, więc byłam bardzo zadowolona. Było 10 minut do 12, jak zaczęliśmy stamtąd wracać. Wpadłam do domu dopakować kupione rzeczy i przebrać się na podróż. Wyrobiliśmy się na 12:25 i wspaniale klimatyzowanym samochodem(uff, jaka ulga!) pojechaliśmy w kierunku Entebee, lotniska. No i tu zaczęły się małe niespodzianki. Najpierw Richard potwierdził mój lot, wydawało się, że wszystko w porządku. Przez oprawę bagażową przeszłam z przygodą- musiałam otworzyć walizkę do sprawdzenia. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że akurat to była ta, która słabo się zamyka, więc wczoraj z dziewczynami obwiązałyśmy ją pasami i taśmą klejącą:) Musiałam znaleźć jakiś nóż do przedarcia tej taśmy i przez to, że paradowałam po lotnisku z nożem, wszyscy mnie pytali czy chcę kogoś zabić:) Ach...Nóż pożyczyłam od gości, którzy zajmują się obwijaniem bagażu w folię i potem z radością skorzystałam z ich usług.Potem poszłam odprawić bagaż, ale okazało się, że nie mogą mnie znaleźć w rejestrze albo coś i kazali mi czekać. Potem zostałam znowu wezwana, moje walizki na szczęście nie przekroczyły limitu wagi. Przez cały czas moim wsparciem był Richard, który stał po drugiej stronie szyb oddzielających mnie od osób, którzy nie podróżują, i rozmawialiśmy przez telefon o moich małych problemach:) Potem bez problemu przeszłam przez odprawę z dokumentami i zostawiłam w Ugandzie swoje odciski palców. Potem wreszcie się odstresowałam przy podwójnym espresso, o którym marzyłam od rana i wykonałam parę ostatnich telefonów. Przy kolejnej odprawie zostałam zatrzymana do sprawdzenia co za maszynę wnoszę na pokład. Na szczęście pan był wyrozumiały, a jak mu powiedziałam, że wracam z Kongo to aż mu się oczy zaświeciły i zrobił wielkie wow i puścił mnie bez problemu! Pierwszy lot trwał tylko godzinę, przede mną siedziała śliczna dziewczynka, może 8-10 letnia, Etiopka jak na moje oko, która co jakiś czas wciskała mi garść popcornu do pochrupania. W Nairobi nie musiałam zmieniać samolotu tylko cierpliwie poczekać na nowych pasażerów. A nowi pasażerowie byli bardzo interesujący: cały świat w jednym miejscu- Japończycy, Amerykanie, Arabowie, mężczyźni w turbanach, długich szatach, kobiety w burkach i innych chustach zakrywających prawie całą głowę, oprócz twarzy. Podczas drugiego lotu wreszcie mnie nakarmili, bo przez to, że wybiegliśmy tak wcześnie, nie zjadłam lunchu i od rana zjadłam tylko jedną kromkę chleba i trochę arbuza... Teraz szykuję się do akcji poszukiwania kawy i wody, bo czuję się odwodniona i odkofeinowana, a przede mną trzy godziny czekania na kolejny lot.

Hahahaha! A więc TO jest ostatni post z Afryki. Coś nie mogę stąd wyjechać...

PS.Misja wykonana, kawa w miarę dobra:)

So now I'm sitting on the airport of Addis Ababa(Ethiopia), which is terribly crowded and loud. I've heard that now is the time for Muslims to pelegrine to Mekka and I guess it's true, because the place is full of them in their white robes. But let's start from the begining.
Alora, in the morning, as I wrote, it was wonderfully calm. Around 11 Richard came with some kind of crazy information that he called airport and they don't have confirmation of my ticket and we have to go the the airport earlier, around 12. We planned a visit to the traditional African craft market to buy some souvenirs, so we took moto taxi and run to do it. The place was terrific, I'm so sorry we didn't have more time for shopping! But still I'm very happy of my African things!!!It was ten to twelve when we started to come back. I popped into my room to finish packing and change for a journey and 12:25 I was ready to go. Then we drove to the Entebee airport, the road was beautiful.And here surprises started. First Richard confirmed my flight and it seemd there won't be any problems. On the first baggage check they asked me to open my valise. And it won't be normally the problem if not the fact that THIS valise was the one who doesn't close too well, so yesterday I closed it with tape and belts. So first I had to find a knife to cut the tape and walking around airport with it made people look suspiciously at me and security was aksing me if I want to kill anyone. No- just open this stupid baggage! Anyway, I got it from guys who wrap suitcases in a foil and after I used their service. 
Then I went to check in my luggage but it turned out something is again wrong with my ticket and they told me to wait. Yeah, I can do it after 10 months in Kongo, no problems! It didn't take too long and I was asked again and this time I passed through, even the weight of the siutcases was fine. For the whole time Richard was outside the airport, in case of the problems, I could see him through the window, we talked on the phone but there was not much he could do. Then there is document check point and I left my fingerprints in Uganda. Whoa! Then finally I was done and took my espresso I was dreaming about since morning and made some last calls. Before boarding there was AGAIN luggage check and this time I was stopped because of ozonotherapy machine. But the guy was quite uderstanding, especially when I said I come back from Kongo, he made big eyes and let me through with no problems. First flight lasted only one hour and there was this cute and really beautiful small girl, Ethiopian for my eyes, about 8-10 years old, who was giving me handfuls of popcorn:) In Nairobi I didn't have to change the plane just wait paitiently for new passangers. And they- they were soooo interesting: the whole word in one place. Japanese, Americans, Arabs, guys with turbans, long robes, women in burkas and other shawls covering their heads. During second flight they finally fed me, because of this whole rush I didn't eat lunch and since morning I ate only one piece of bread and some watermelon. Now I'm prearing myself for the mission of finding here coffee and water because I feel totally dehydratated and decoffeinated and I have still 3 hours of waiting for the flight.

Hahahahaha:) So THIS is my last post from Africa, I somehow can't leave...

PS.Mission completed! Coffee tastes great!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz