poniedziałek, 4 czerwca 2012

Kolejny dzień w Aru


Zupełnie niespodziewany! Okazało się, że moja wiza kończy się jutro i muszę zostać, żeby ją przedłużyć. Clara już jakiż czas temu wstępnie rozmawiała z szefem biura granicznego, że muszę przedłużyć wizę i powiedział, że nie będzie z tym problemu i mam przyjść ostatniego dnia. Tak że  udało mi się zostać jeszcze jeden dzień w Aru, coś czuję, że jutro też, bo nie wiem czy tak szybko uda się dopełnić wszystkich formalności, żeby zdążyć na autobus. Dani też został, bo męczy go wciąż brzuch, a zresztą dobrze jest sobie trochę pobyć w domu w Aru. Mi ten dzień dał okazję po całej zajętej niedzieli, żeby nadrobić zaległości w mailach, praniu, sprzątaniu itp. Mary miała też dużo wolnego, więc mogłyśmy sobie spokojnie porozmawiać. Przed południem poszłam do Maman Aroio: torby wyglądają naprawdę świetnie, a Valentino jest już taki duży! Podobno je mnóstwo, waży już 5 kg! Odwiedziłam też w zakonie siostry, które już wróciły ze swoich dwumiesięcznych wakacji we Włoszech, dobrze było je zobaczyć po tak długim czasie. Ponieważ mieliśmy wolne popołudnie, Dani zaproponował, żebyśmy zrobili pierniczki, żeby mógł ich spróbować przed wyjazdem, bo mówiłam mu, że one muszą „dojrzewać” aż zmiękną przez kilka tygodni.  Tak że mieliśmy mnóstwo pracy, ale we trójkę poszło nam zgrabnie. Zagniatanie ciasta to rzeczywiście ciężka robota, bardzo trudno było uzyskać lśniące i jednolite ciasto, jak było w przepisie, ale w końcu się udało. Wieczorem Enzo zrobił spaghetti i zrelaksowaliśmy się przy filmie znowu z Willem Farrelem, który jest zdecydowanie ulubieńcem Mary. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz