niedziela, 17 czerwca 2012

Świętowanie


Ależ mieliśmy ciężką niedzielę! A w sumie nic wielkiego nie robiliśmy. Cały (dosłownie) dzień spędziłyśmy z Mary w kuchni, przygotowując wieczorną kolację dla Clary i Orio. Po pierwsze skończyli pierwszą partię pracy w budowie swojego domu, to się chyba nazywa stan surowy, to znaczy są już wszystkie ściany, podłoga, dach, wszystko otynkowane, praca murarzy zakończona. Po drugie dzisiaj Clara i Orio spędzili prawie cały dzień w rodzinnej wiosce Orio, prosząc o zgodę na ślub rodzinę Orio i ustalając pierwsze szczegóły. Tutaj ślub składa się z trzech części: porozumienia rodzin, ślubu cywilnego i kościelnego. Tak że to wielkie wydarzenie, Clara była dzisiaj bardzo zadowolona. My natomiast wymyśliłyśmy z Mary meksykańskie taco: potrawę pyszną acz wymagającą. Najpierw musiałyśmy kupić mięso i je przygotować, potem ugotować fasolę(trzy godziny na gazie!), zrobić sos i naleśniki. Naprawdę mnóstwo czasu, jak zaczynałyśmy to nie sądziłyśmy, że to się tak skończy. Na obiad więc przygotowałyśmy 5-minutowe danie: nasz standardowy makaron z bazylią  i czosnkiem, który cieszy się coraz większym uznaniem i powoli wypiera spaghetti z sosem pomidorowym. Do poobiedniej kawy otworzyliśmy nasze pierniczki, które są przepyszne i piękne, oczywiście już prawie się kończą. Udało mi się jednak podebrać trochę dla sióstr w Ariwara. Dani natomiast spędził cały dzień na rozpalaniu pieca, suszeniu drewna, robieniu chleba, czekaniu aż wyrośnie, teraz ma plan, żeby wymienić komin…Ale chleb wyszedł pierwsza klasa, muszę ukraść mu przepis!
Fiona ze szczeniakami

Nasze taco i chleb


Pierniczki

Mary z jej autorskim PlumpyNut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz