Ok, coraz mniej mi się to
wszystko podoba: zamieniam się z doktora w sekretarkę:) Wiem, że to wszystko
potrzebne i że moja praca jest potrzebna, bo naprawdę nie ma nikogo kto by mógł
ją wykonać, ale tęsknię za moimi dziećmi. Dzisiaj wieczorem przeszłam się na
pediatrię i zobaczyłam, że Leko i Maani są już wypisani, Noella i Adriko(?,
nawet nie pamiętam imion!) mają mniej obrzęków- a mnie przy tym wszystkim nie
było! Szkoda, szkoda, szkoda! No, ale nie ma co się rozczulać, tylko mieć
nadzieję, że szał z ambulatorium szybko minie i będę mogła wrócić na pediatrię.
Dzisiaj zaczęłam bardzo wcześnie od liczenia wszystkich narzędzi i chust-
Marcela męczy mnie o to od kilku dni. Potem długo grzebaliśmy się w
opatrunkach, aż wreszcie przyszła pora na 34 pacjentów do mikroinfiltracji!!!
Jak ujrzałam ten tłum, to byłam przerażona. Zaczęliśmy spokojnie od jednego
pacjenta w sali, skończywszy na czterech jednocześnie. Ja, Justin, Samuel i dr
Cyprian- każdy miał swojego pacjenta. Tak że zrobiłam dzisiaj z 7
mikroinfiltracji, wszystko bardzo szybko i w spartańskich warunkach, bo
mieliśmy tylko jedno łóżko i jeden parawan. Ale co mieliśmy robić? I tak
skończyliśmy pracę o 16! Dzięki Bogu, że byli pacjenci, którzy przyszli na
kurację refluksu ozonowaną wodą i nie mieli ze sobą pustych butelek. Poszłam na
chwilę do domu, by zabrać zapas pustych butelek dla nich, i zastałam Marcelę
przy kawie, do której z chęcią się dołączyłam i zjadłam parę ciasteczek. Do
domu na zimny obiad wróciłam co najmniej zmęczona:) Potem jeszcze chwilę
pracowałam z Marcelą, wykorzystując to, że się rozpakowuje w swoim nowym pokoju
w naszej części zakonu, a wracając z pediatrii spotkałam Letizię i dr Pascala.
Letizia po pracy rozmawiała z dr Cyprianem, że go odwiedzi wieczorem, żeby
zobaczyć gdzie mieszka. Zrozumiała, że doktor przyjdzie po nią do szpitala. Ale
chyba coś źle się zrozumieli- koniec końców poszliśmy wszyscy w trójkę do
niego, razem z Pascalem. Było bardzo przyjemnie, chociaż zgodnie
stwierdziliśmy, że to co się dzieje w ambulatorium przerasta nasze oczekiwania.
Jesteśmy trochę przerażeni, że tak będzie codziennie, bo wtedy to naprawdę
życia nie będzie:) Wróciłyśmy z Letizią do domu idealnie na kolację, na którą
Ornella zrobiła pyszne gniocci, a wieczorem oglądaliśmy 1000 zdjęć, które
zrobiła Letizia- swoim zapałem w robieniu zdjęć dorównuje Vale!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz