Dzisiaj wszyscy byli z siebie
bardzo dumni, bo wstaliśmy na mszę w lingala o 6:30. Ale zostaliśmy szczodrze
wynagrodzeni za ten wysiłek, bo msza była oszałamiająca. Ponieważ 15 sierpnia
wypada w środę, świętowaliśmy to święto już dzisiaj, wszystko było bardzo
uroczyste, mnóstwo śpiewów i tańców. Trzy godziny minęły bez wysiłku. 15
sierpnia to również imieniny Marii Marceli, a że środa na pewno będzie szalona,
postanowiliśmy uczcić je dzisiaj. Wymyśliłam, że zrobię moje ciasto bananowe,
pojechałam więc rowerem po składniki do sklepu. Szybko wyrobiłam się z
pieczeniem i zabrałam za wielką robotę, którą „zadała” mi Marcela- liczenie
pieniędzy. Nie do końca rozumiem o co chodzi, ale chyba zakon sprzedaje wodę,
żeby ludzie nie musieli chodzić daleko do źródła. Te pieniądze właśnie są z tej
sprzedaży, w wielkim nieładzie i mam je uporządkować i policzyć. Udało mi się,
że Marco, który pracuje na co dzień w banku, zaproponował mi, że mi pomoże. I
tak zleciał nam czas do obiadu. Potem przyszła Marcela na kawę z ciastem, które
oczywiście bardzo smakowało. I wreszcie mogliśmy się położyć, bo nikt nie
marzył o niczym innym jak tylko o drzemce! Koło 16 zebrałam się do szpitala
zważyć z Justinem moje dzieci, wyniki są świetne, Leko i Maani przytyli jakieś
1,5 kilo! Po powrocie znowu liczyliśmy z Marco pieniądze, skończyliśmy
banknoty, zostały nam teraz monety. Na kolację dziewczyny chciały przygotować
brusciety, potrzebowały do tego pieca w zakonie i udało mi się go rozpalić! Wieczorem
jeszcze trochę pracowałam, bo jutro trzeba dobrze ogarnąć sterylizację i
skierowania pacjentów na leczenie w ambulatorium, rano mamy zaplanowaną rozmowę
z Marcelą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz