Co za niedziela! Ani na chwilę
nie usiadłam. Rano po śniadaniu z nutellą(!), wreszcie umyłam i podpisałam
wszystkie rzeczy do szpitala, miałam plan zanieść je do szpitala po południu.
Potem poszliśmy na mszę, na której Marcela wywołała nas na środek kościoła,
żeby nas przedstawić. Wracając spotkaliśmy dużo znajomych, wszyscy się z nami
witali, było naprawdę przyjemnie. Nie mogę się nacieszyć ze słońca, Ariwara
wygląda zupełnie inaczej! Po obiedzie Włosi gadali, gadali i gadali, było po 14
jak wreszcie udało mi się odejść od stołu. Letizia tłumaczyła mi jak trzeba
prowadzić dokumentację ozonoterapii, a w trakcie przyjechał transport leków.
Ponieważ Kongo nie lubi jak przewozimy leki przez granicę bez cła i raz ktoś
doniósł na szpital, że tak robi, kierowca zostawił cztery kartony w jakiejś
opuszczonej chacie. To było co najmniej groteskowe, my wynoszący kartony leków
z chaty. O 15 mieliśmy spotkanie z lekarzami, żeby im wytłumaczyć ozonoterapię.
Niestety okazało się, że zamówiona przez Marcelę butla z gazem jest tak
naprawdę wspaniałym narzędziem do tlenoterapii(produkuje tlen z powietrza), ale
nie nadaje się do ozonoterapii. Wszystko więc stoi pod znakiem zapytania, jutro
mam pojechać do Arua z dr Cyprianem, żeby poszukać tej butli. Nie przeszkodziło
nam to jednak rozmawiać przez trzy godziny o ozonoterapii. Wygląda to bardzo
zachęcająco, ale o 18 byłam wykończona, miałam zjechane gardło od tłumaczenia z
włosko- angielskiego na francuski i żałowałam, że nie miałam czasu, żeby pójść
do szpitala do moich dzieci. Dzisiaj Marco zamontował w moim pokoju wyłącznik
do prądu w łazience i po raz pierwszy wzięłam prysznic w pełnym świetle-
rewelacja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz