Ok, muszę przyznać, że dzisiaj
w pracy mi się nie podobało. Oczywiście- robiłam same potrzebne rzeczy, ale
bardzo niewdzięczne i nie dające w ogóle satysfakcji. Ale może to też wina
tego, że cały dzień pobolewała mnie głowa, wtedy gorzej wszystko znoszę. Dzień
zaczął się wcześnie od spotkania z Marcelą, bardzo udanego, po którym dużo
rzeczy się wyjaśniło, ale podczas którego też już mi od razu skoczyło
ciśnienie. Tłumaczę wczoraj Letizii, że my idziemy na to spotkanie, a że
pacjentów, jak to w poniedziałek, będzie
dużo proszę ją, żeby była punktualnie o ósmej w pracy, bo inaczej się nie
odrobimy z pacjentami. No i podczas spotkania widzę, jak Letizia spokojnym
krokiem idzie sobie do szpitala o 8:40. Jeszcze przyszła do nas się przywitać,
pogadać, pierdu pierdu. Masakra! Marcela zaakceptowała moje fiszki na nowe
leczenie, ustaliłyśmy ceny, pouczyłyśmy doktorów co i jak mają robić. W związku
z tym, że ceny są inne, wielu pacjentów nie ma fiszek albo zapłaciło tylko
część należnej sumy, Marcela poprosiła mnie, żebym zrobiła z tym porządek. I
była to niewdzięczna praca, bo pacjenci byli źli, zdezorientowani i nie do
końca poinformowani…Jeszcze na dodatek trzeba było zaaranżować sprawę
sterylizacji, sprzątania, prania zużytych chust- jednym słowem nie widziałam
żadnego pacjenta pod kątem klinicznym przez cały dzień. Na dodatek nie miałam czasu ani siły pójść po
pracy na pediatrię, więc znowu nie wiem jak się mają dzieci i czy dobrze się
nimi zajęto…To mnie trochę boli, że przez to całe ambulatorium muszę odpuścić
pediatrię, bo, zwłaszcza jak wyjedzie Letizia, nie ma szans, żeby Samuel i
Justin zostali tam sami, trzeba to wszystko przez pierwsze tygodnie nadzorować.
Po południu znowu pracowałam nad przygotowaniem jutrzejszego szkolenia dla
pielęgniarek, nad identyfikatorami do szpitala, nad protokołem pracy w
ambulatorium i innymi małymi komputerowymi rzeczami. Gdy byłyśmy przed kolację
razem z Cincią w pokoju, z przerażeniem zobaczyłyśmy jak przez drzwi naszego
pokoju, dołem, wchodzi…szczur! Nasze wołanie o pomoc nie przyniosło żadnych
skutków, ale na szczęście szczur wyszedł tą samą drogą, którą wszedł. Ale
najgorsze było to, że po kolacji Cinzia wchodzi do naszego pokoju i znowu jest
on w środku!!!! Chłopaki szybko wygoniły szczura z pokoju, ale to trochę przerażające,
że wrócił. Teraz mamy dwa worki z piaskiem na podłodze, zamykające szparę
między drzwiami a podłogą- i mamy wielką nadzieję, że to nas uchroni przed
kolejną szczurzą wizytą!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz