Dzisiejszy dzień to splot
szczęśliwych przypadków i zbiegów okoliczności. Zaraz po wczesnym śniadanku(ach
ta nutella i zapach świeżej kawy jak tylko wyszłam z pokoju!) zapakowaliśmy się
z dr Cyprianem na jego motor i ruszyliśmy w kierunku Arua w poszukiwaniu butli
z tlenem, niezbędnej do przeprowadzenia ozonoterapii. Ponieważ główna droga,
którą jechaliśmy parę dni temu z wolontariuszami jest nieprzejezdna, bo zapadł
się most na rzece, doktor wybrał objazd małymi drogami. Prowadzą one przez
naprawdę głębokie wioski, porozrzucane gdzieś w środku pól, droga jest wąska i
wyboista, ale wszystko wynagradzają przepiękne widoki i poczucie afrykańskiej
dzikości. Na granicy, z powodu tego, że motor doktora nie ma odpowiednich
papierów, musieliśmy wziąć moto taxi(tutaj zwane boda-boda). Taksówkarze
zawieźli nas pod sam szpital w Arua. Mój motor miał małą przygodę, mianowicie
skończyła się nam benzyna na środku drogi. Ale taksówkarz ani trochę się tym
nie przejął, kazał mi zsiąść z motoru, potrząsnął nim trochę, prawdopodobnie po
to, żeby benzyna spłynęła do rezerwowego zbiornika i na takich resztkach
dojechaliśmy do przydrożnego sprzedawcy benzyny, który uzupełnił nasz bak.
Tutaj w małych butikach sprzedaje się bowiem benzynę w pół- i litrowych
butelkach po coca-coli albo wodzie mineralnej, w sumie to bardzo praktyczne, bo
co chwilę można właśnie bez problemu uzupełnić bak. W szpitalu od razu wstąpiła
we mnie nadzieja. Napotkana pierwsza po drodze pielęgniarka powiedziała, że
używają butli z tlenem i zaprowadziła nas do magazynu. Ja tam bałam się czy oni
w ogóle widzieli kiedyś na oczy taką butlę, więc naprawdę się ucieszyłam,
obiecując sobie, że nie ruszę się ze szpitala bez niej, gotowa na łapówkę albo
błaganie:) Ale nie było to potrzebne. Pani z magazynu skierowała nas do
administracji, ale dyrektor był nieosiągalny i w czasie oczekiwania na niego,
jeden z jego sekretarzy zaprowadził nas do innego magazynu, gdzie trzymają
takie butle oraz wytłumaczył nam, że szpital co miesiąc otrzymuje od rządu
butle z tlenem i jego kupno będzie raczej niemożliwe. W magazynie jednak
spotkaliśmy naszego wybawcę. Jerry wytłumaczył nam i przekonał nas, że bez
żadnego problemu na open market można kupić butle z tlenem i że jest to taki
sam medyczny tlen jaki szpital dostaje od rządu, co do czego mieliśmy
wątpliwości. Dla potwierdzenia zaprowadził nas na położnictwo, gdzie oprócz
butli od rządu używa się również butli z open market, które Jerry sprzedaje. A
więc znaleźliśmy to, po co przyjechaliśmy!!! Ciężko po kolei opisywać co zaszło
dalej- organizacja, kupienie i załadowanie butli do samochodu zajęło jakieś
trzy godziny. Chodziliśmy i rozmawialiśmy w pięciu językach jak szaleni. Ale
efekt był zdumiewający: za 400 000Sh(to trzy razy mniej niż się
spodziewaliśmy) i na dodatek w tym samym dniu(papa Mayele załatwił samochód)
dostarczyliśmy butlę do szpitala!!! Co prawda przyjechaliśmy do Ariwara z
doktorem około 15, wykończeni i głodni, ale warto było!!!! Jak tylko poszłam
się na sekundę położyć, żeby odpocząć, przyszła Florance, żeby mi powiedzieć,
że przywieźli butlę. Musiałam wstać i zorganizować jej przeniesienie i
zamontowanie w gabinecie doktora. Potem pomogłam naszym Włochom zorganizować
potrzebne rzeczy do malowania pediatrii- Cinzia ma talent plastyczny i na
zewnątrz pediatrii wymalowała kolorowe żyrafy, motyle itp. I miała niezłą widownię- mnóstwo ludzi przypatrywało
się jej jak maluje, wszyscy mieli rozrywkę. Ja natomiast mogłam zobaczyć moje
dzieci, bo cały dzień znowu nie znalazłam czasu, żeby przyjść do szpitala.
Potem tłumaczyłam instrukcję ozonoterapii na francuski aż do czasu przepysznej
kolacji, na którą Letizia przygotowała m.in. ryż z tuńczykiem i awokado.
Wieczorem graliśmy w karty, ale takie specjalne, gra nazywa się Uno/Solo/Moko w
zależności od wersji. Jest bardzo wciągająca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz