Ach, ładny dzień za mną!
Zaczął się od porannego spotkania z Marcelą przy śniadaniu. Miałam dużo
szczęścia, bo rano Marcela jest jeszcze żywa i skupiona i można z nią spokojnie
porozmawiać. Chociaż spokojnie…no może bez przesady- w trakcie naszej rozmowy(i
żebyśmy się dobrze zrozumieli, była siódma rano!) przeszkodziły nam aż trzy
osoby, które chciały z nią rozmawiać. Ale udało się mi doprowadzić do końca
kilka spraw, więc jestem zadowolona. Dzisiaj środa, rano zawsze cały personel ma wykład na jakiś temat. Normalnie ten
wykład kończy się o ósmej, dzisiaj trwał do dziewiątej. Moje chłopaki zjawiły
się spokojnie spóźnieni półtorej godziny, bez pośpiechu:) Ale dzisiaj i ja się
wyluzowałam, stwierdziłam, że nie ma co się za bardzo denerwować i szybko
zostałam wynagrodzona- skończyliśmy dzień pięknie o czternastej, bez pośpiechu,
z przygotowanymi na jutro narzędziami do sterylizacji, normalnie bajka! Justin
nawet dzisiaj zmieniał opatrunki i nie szło mu to najgorzej, chyba po prostu
nie mogę mu patrzeć na ręce, bo wtedy się denerwuję, że robi wszystko tak
strasznie wolno. Dzisiaj też bawiłam się
w osobistą sekretarkę Marceli, ale taką z prawdziwego zdarzenia, jak z
amerykańskich filmów, co to przyniesie kawę do szpitala, znajdzie zgubione
klucze, zwoła odpowiednie osoby na spotkanie, jeszcze tylko mnie pewnie czeka
wybieranie prezentu dla jakiejś siostry. Wieczorem natomiast zostałam
zaangażowana do komputerowej pracy w Excelu: koniec miesiąca blisko, trzeba
rozdysponować pieniądze dla pracowników i mamy teraz nowy system wpisywania
wszystkich godzin do arkusza by program automatycznie liczył pensje. Hi-tech w Afryce!
That was a good day! It started with the
morning meeting by breakfast with Marcela. I was lucky, because in the morning
Marcela is still alive and focused and it’s possible to talk calmly. Well,
calmly…maybe not totally- during our talk(and so that we understand each other
perfectly- it was seven in the morning!) three people disturbed us, wanting
something from Marcela. But in the end I managed to make some decisions with her,
receive answers to my questions, so I’m satisfied. Today is Wednesday, usually
in the morning all the staff has a medical training, a lecture. Normally it’s
finished by eight, but today it lasted since nine. So my guys came to work,
easy and calmly, hour and a half late, no hurry:) But today I also decided to
get easy and not to get mad and I got my reward quickly- we finished work
beautifully at 14, with the instruments already ready for tomorrow’s
sterilization, just great! Justin was changing the bandages and it wasn’t going
that bad for him. I think I just can’t look at his hands all the time not to
get annoyed that he does everything so slowly! Today I was also playing a new
role of being Marcela’s personal
secretary: and I mean a real one, like from American movies. That one
who brings coffee to the hospital, finds lost keys, arranges staff meeting, I
think the only thing that’s left is choosing a present for some sister:) In the
evening it was even better: I was employed to computer work in Excel. It’s the end of the month, time to pay
salaries and now we have hi-tech in Africa: program to count the salaries, I
just had to write all the hours of work for each person. Secretary, ha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz