Staram się! Naprawdę! Chcę być
spokojna i opanowana, ale czasem to mnie szlag trafia! Dzisiaj niby wszystko
ładnie poszło: gdy przyszłam do pracy Justin ze stażystą byli w trakcie czyszczenia
i suszenia narzędzi, przygotowali pakiety do sterylizacji, potem zajęli się
mikroinfiltracją, a ja z Samuelem zmienialiśmy opatrunki. Nawet generator udało
się włączyć o ósmej, co oznacza, że po dwudziestu minutach mieliśmy
przygotowaną ozonowaną wodę do dezynfekcji skóry(co oznacza, że możemy z
Samuelem zacząć pracować), a Justin ze stażystą mieli wolną maszynę do
mikroinfiltracji. Ale tak: najpierw sterylizatornia spóźniła się z narzędziami:
zanieśliśmy je tam o ósmej, a o dziesiątej jak się nam skończyły narzędzia to
dopiero zaczynali je sterylizować- 40 minut przymusowej przerwy…Najbardziej się
jednak wściekłam, jak przyszedł pielęgniarz z bloku operacyjnego, że potrzebują
ozonowanej wody i HyperOil dla pacjenta(nowość, którą wprowadzamy dla każdego
operowanego pacjenta jako profilaktykę zakażenia pooperacyjnego). Powiedziałam
mu, że bardzo chętnie, że tylko musi znaleźć jakiś pojemnika na wodę i że to
potrwa jakieś 10 minut. On na to: aha, to w sumie nie jest takie ważne, że on
przyjdzie po to dla kolejnego pacjenta, a tego to już szybko skończą, zamkną
ranę i zrobią normalny opatrunek. Aż się zagotowałam jak to usłyszałam!
Walnęłam piękną gatkę o zaangażowaniu w pracy i o tym, że czasem warto
zrozumieć dlaczego wprowadza się nowe techniki i że w ogóle jak mu może tak nie
zależeć na zdrowiu naszych pacjentów… Na koniec dnia już nie wytrzymałam,
prosiłam Justina przed 1,5 godziny, żeby przygotował wodę do dekontaminacji
narzędzi, żebyśmy potem mogli je wysuszyć i zanieść do sterylizacji, ale wciąż
o 13 nie było to zrobione i wiedziałam, że czeka nas co najmniej godzina pracy,
z czego 40 minut czekania(20 na przygotowanie wody i 20 na dekontaminację),
zostawiłam więc ich samych i poszłam do domu. Miałam dość, to ciągłe użeranie
się z każdą najdrobniejszą sprawą(nie wspominając o dokumentacji, płaceniu)
mnie wykończyło. Jednak szybko wróciłam do normy, bo był prześliczny, gorący
dzień, miałam wolne popołudnie, zrobiłam pranie, które wreszcie nie będzie
schnąć przez cztery dni i poszłam na open market. Na drodze spotkałam naszą
pielęgniarkę, Guzu, która obeszła ze mną cały market w poszukiwaniu potrzebnych
dla mnie rzeczy. Skusiłam się na prześliczne kubki do herbaty i filiżanki do
kawy, bo plastikowe kubeczki mnie wykańczały:) Niestety przyszłam już za późno
by dostać banany, a chciałam sobie zrobić mały zapas, ale kupiłam za to
marakuje, mam nadzieję, że nie będą straszliwie kwaśne. Wieczór spędzam właśnie
z Marcelą, ja pogrążona w blogu, ona w internecie, popijając przepyszny
argentyński likier czekoladowy!
I’m trying! Really! I want to be calm and easy,
but sometimes I’m just getting mad! Today everything seemed great: when I came
to work Justin was already washing and drying the instruments, preparing
packets for sterilization, then he was microinfiltrating patients and me with
Samuel were changing bandages. We even managed to turn on the generator at 8,
which means that after 20 minutes the ozonized water, which we use to disinfect
the skin, was ready(and we could start work with Samuel) and the machine was
free to use for the microinfiltration. But: first the sterilization was
delayed, we brought the materials to sterilize at 8 and at 10, when we were
finished with all the sterile instruments, they were just starting sterilization- that means 40
minutes of obligatory break… But I got really mad when a nurse from operation
theatre came to ask for ozonized water and HyperOil (the new treatment that we
use to prevent post-operative infections). I said to him that yes, ok, we’re glad to prepare it, but
please find some container for the water and it will take about 10 minutes. He
responded if it is like that, it’s not that important to him and he can come
back later to take the water and HyperOil for the next patient and for that one
they’ll use normal gauze and bandage. Oh my, I was boiling inside and shouted
out a speech about engagement into work, taking care of health of our patients
and just caring about anything! At the end of work I couldn’t manage: I was
asking Justin for 1,5 hour to prepare ozonized water for decontamination of the
instruments, so that we could dry them later and prepare packets. But at 13 it
still wasn’t done and I knew it’s about one hour of work: 20 minutes waiting
for the water, 20 minutes waiting for decontamination and time to prepare
packets…I couldn’t imagine waiting doing nothing for 40 minutes! I said I was
going home, leaving them with finishing the work. I had enough, really, all the
time there’s something not working well, I was emotionally exhausted. However I
got back to equilibrium soon as it was a beautiful hot day, I had free
afternoon. I washed my clothes which
finally are not going to dry for the next four days and I went to open market.
On my way I met Guzu, our nurse, who
accompanied me during the shopping. I bought great porcelain cups for tea and
small one for the coffee, because I just couldn’t stand anymore our plastic
ones:) Unfortunately mamas told me I came too late to buy good bananas, there
were just few left, and so I changed my plans to marakujas, hoping they’re not
going to be too sour. The evening we’ve spent with Marcela, me writing a blog,
she surfing the internet, drinking delicious chocolate Argentinian liquor…!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz