Och, jak bardzo dzisiaj znowu
doświadczyłam tych dwóch smaków. Kuchnia jest przewspaniała, udało mi się
stworzyć naprawdę, jak na afrykańskie warunki, przytulne miejsce. Dzisiaj rano
wszyscy spali po podróży, a ja cieszyłam się samotnym wczesnym rankiem nad
citronellą, nadrabiając blogowe zaległości i rozkoszując się ciszą. Włosi
przywieźli takie zapasy dobrych rzeczy, że kuchnia pęka w szwach. S. Angelina
zna się na rzeczy i super wszystko organizuje, nie muszę im matkować, mogę
cieszyć się swoją autonomią. Rano też pożegnałam się z siostrami- Claudine i
Clementine, które wyjeżdżały na rekolekcje. Marcela zostaje teraz tylko z
Florance w zakonie. Ale potem poszłam do szpitala i bum- Madhira zmarł nad
ranem. Jakim cudem? Przecież miał się lepiej, a na pewno nie tak źle, żeby
umierać! Najgorsze jest to, że jestem absolutnie bezradna, nie wiem co się
podziało, co zrobiliśmy źle, nie możemy się poprawić na przyszłość. To takie
dobijające, że wciąż popełniamy te same błędy…I znowu-z drugiej strony
pozostałe dzieciaki mają się dobrze, Maani przeszedł dzisiaj na PlumpyNut,
mieliśmy dzisiaj dużo zabawy z robieniem zdjęć, po południu ćwiczyliśmy też z
Leko chodzenie- już po tych trzech dniach zauważam różnicę! Gdy już miałam się
wybierać na obiad do domu okazało się, że wszyscy lekarze mają spotkanie z dr
Letizią, która ma ich wprowadzić z czym przyjechała, więc poszłam jej pomóc
trochę z językiem. Mówi łamaną angielszczyzną, Cyprian trochę rozumie, Faustin
dużo lepiej(okazało się że wrócił właśnie z międzynarodowego kursu USG w
Kampali prowadzonego przez profesora z uniwersytetu z Nowego Jorku!), a Pascal
w ogóle. Z tego co na razie zrozumiałam sprawa jest świetna- Letizia jest
propagatorką dwóch metod leczenia ran: ozonoterapii i czegoś czego nazwy
jeszcze nie pamiętam OniOil czy coś takiego. Ta druga metoda polega na tym, że
na ranę(każdego typu, rodzaju, w tym dermatologiczne zmiany skórne i pokąszenia
przez zwierzęta) robi się opatrunek ze specjalnej gazy, którą nasącza się
specjalnym olejem. Metoda jest bardzo droga, ale mamy wziąć udział w badaniu-
Letizia będzie nam przysyłać olej i gazę w zamian za prowadzenie dokumentacji
fotograficznej naszych pacjentów. Wygląda to świetnie, bo mamy tutaj mnóstwo
ran, które nie chcą się goić, nie istnieje tutaj leczenie stopy cukrzycowej,
zmian skórnych w przebiegu niedożywienia, jest też dużo grzybic, które nie odpowiadają
na leczenie. Jestem bardzo podekscytowana, że będziemy mieć środek do walki z
tymi ranami! Ozonoterapia jeszcze nie wiem jak dokładnie wygląda, bo wciąż
czekamy na tlen, który ma przyjechać z Arua. Gdy wreszcie dotarłam wykończona
do domu, czekał na mnie pyszny obiadek, po którym nie musiałam zmywać. Coś
widzę, że Włosi(a w sumie Włoszki) mnie rozpieszczą- gotują, sprzątają, a ja
przychodzę na gotowe. To mi się podoba! Ale żeby nie było tak dobrze i żeby nie
wyszło, że się rozleniwiam- po obiedzie prałam swoje rzeczy przez bite dwie
godziny. Po prostu wszystko miałam brudne, łącznie ze spodniami, fartuchem i
szpitalnym wdziankiem. Potem Włosi poszli się przejść, a ja na chwilę poszłam
do szpitala do Leko, po powrocie położyłam się żeby złapać oddech, zanim zaczął
padać deszcz i musiałam pobiec ściągnąć moje rzeczy z wcześniejszego
słońca…Och, a myślałam, że ładnie wyschną! W zakonie spotkałam Florance, która
mówi, że jemy dzisiaj u nich, przygotowałyśmy więc stół. Teraz jest już
wieczór, czekam na kolację, a Włosi wciąż nie wrócili, ciekawe gdzie są??
Włosi odwiedzali księży w
parafii razem z Marcelą, dlatego wrócili po zmierzchu. Tutaj szybko zabrali się
za przygotowywanie kolacji, bo jeden z księży,
Prosper, przychodził dzisiaj na kolację do sióstr. Letizia zrobiła przepyszny
makaron z oliwkami(!!!!!!!) i salami, była też przystawka w postaci salami z
grana i oliwkami, na deser jedliśmy ananasa i marakuje. Po kolacji, aż nie
mogłam uwierzyć, zostałam sama z Florance, żeby posprzątać po całej kolacji-
nikt nie został, żeby nam pomóc. Byłam co najmniej zdziwiona:)
|
Maani |
|
Onzia |
|
Leko |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz