Ale naprawdę mały i tylko na
początku- moje wystąpienie w sprawie niedożywionych dzieci przebiegło całkiem
zgrabnie. Miałam też wrażenie, że wszyscy rozumieją potrzebę zmian. Szkoda
tylko, że Michel i Guzu byli nieobecni, będę musiała zrobić dla nich osobne
szkolenie. Zwłaszcza żałuję Michela, bo on wydaje się oporny na zmiany i w
raczej mnie nie słucha, więc mój autorytet w rozmowie w cztery oczy zupełnie
upadnie. No trudno. W szpitalu mieliśmy dużo pracy, były nowe przypadki, późno
wróciłam do domu. Myślałam, że w domu też będę pracować, ale z powodu kolejnego
deszczu, Marceli nie udało się zwołać ludzi do pracy- a więc wciąż nie mamy
zamka w kuchni, moskitier, elektryczności itp. Odpoczęłam więc sobie po
południu, skończyłam czytać książkę o życiu jednego białego dziennikarza w
Zimbabwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz