piątek, 25 listopada 2011

Salvia

Wiecie jak to jest? Wstaję rano i myślę sobie- o! to napiszę na blogu, to będzie dobra sytuacja do opisania, z tego będziecie się śmiali itp. A dzisiaj przez cały dzień- nic. Śniadanie, sprzątanie, formacja, lunch (OK- no, może to, jak zwykle, gdy Sara gotuje: absolutnie nieprawdopodobne jak można zrobić spaghetti z pomodorami i cebulą tak wykwintną potrawą!), czas wolny, zbieramy się znowu do s. Anny Marii do innego zakonu w Rzymie na spotkanie, potem samo spotkanie- nic szczególnego. A w drodze powrotnej- genialna historia! Wracałyśmy jak zwykle pociągiem, takim jak w Polsce, po dwie osoby na przeciwko siebie, wiecie jak. Zajęłyśmy więc trzy miejsca, a na czwartym siedziała dziewczyna, Włoszka. Diggy opowiadała nam coś o swoim byłym chłopaku, widziałam jak Włoszka się uśmiechała, musiała coś niecoś rozumieć. Potem po raz kolejny dzisiaj wspominałyśmy spaghetti Sary, która powiedziała, że czasami dodaje do niego salvię, czyli szałwię, jak to sprawdziłam później w słowniku(Google Translator- dzięki ci, że istniejesz!). Dziewczyny próbowały mi wytłumaczyć co to jest, aż tu nagle widzimy, jak dziewczyna naprzeciwko nas- tak, tak...wyciąga z torebki liście szałwii, żeby mi je pokazać! Nieprawdopodobne, co nie? Potem oczywiście wywiązała się cała rozmowa- ta dziewczyna, nie pamiętam jej imienia, powiedziała, że szałwia działa bardzo relaksująco, dlatego nosi ze sobą liście  szałwii w małej materiałowej torebce i gdy się stresuje wyciąga ją, kładzie np. na biurku i zapach ją uspokaja. Dostałyśmy absolutnej głupawki w pociągu, tak, że dziewczyna dała na pamiątkę tę torebeczkę z szałwią Diggy, żeby mogła się zrelaksować gdy tego potrzebuje:) Gdy wysiadłyśmy z pociągu, Sara powiedziała- masz tytuł swojego dzisiejszgo posta na blogu- salvia.
A więc tak, zgadzam się z nią zupełnie, trzeba uczcić to wspaniałe, przypadkowe spotkanie, które nas tak rozradowało, czułyśmy, że dzieje się wokół nas coś surrealistycznego. Pamiętam, że podczas moich licznych podróży pociągiem w Polsce też miałam takie spotkania, dosłownie 10- minutowe, które pamiętam do dzisiaj. Polecam bycie otwartym na ludzi wokół nas, rozmawianie z nimi, odwagę na zaczęcie z nimi tej rozmowy- moim zdaniem bezcenne!
Agatko, Marcinie- dzięki  Wam za tego laptopa, za każdym razem jak go włączam, jestem taka szczęśliwa, że go mam, to prawdziwy skarb, dzięki niemu mogę codziennie tu pisać, być niezależna, dzięki, że mnie do niego tak namawialiście!
Bilety do Kampali kupione- lecę 3 grudnia, za pięć dwunasta w nocy, więc jeszcze całą sobotę spędzę tutaj.  A ponieważ dzisiaj przez cały dzień było przepiękne słońce, a w słońcu wszystko wygląda cztery razy lepiej- poniżejzamieszczam jeszcze raz znane widoki, ale o ileż bardziej radosne.




Poniżej natomiast zamieszczam dwa filmiki z górnego tarasu naszego domu, dwa- gdyż aparat nie zmienia nasycenia obrazu w zależności od ilości światła, a więc pierwsza połowa jest za jasna/za ciemna, a druga na odwrót. Dlatego te dwa filmiki razem pokazują najpierw jedną, a potem drugą połowę widoku. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz