sobota, 28 lipca 2012

Intensywny poranek, ciężki wieczór


I tak po moich wczorajszych wewnętrznych narzekaniach, że Marcela i Claudine wciąż nie mają dla mnie czasu, dzisiaj z rana praca ruszyła z kopyta! Najpierw miałam spotkanie z Caludine w sprawie niedożywionych dzieci, które przebiegło wspaniale, bo siostra zgodziła się na wszystkie moje zmiany! Trochę się bałam, że mi powie, że nie wszystkie zmiany są możliwe do wprowadzenia, ale nie- zaakceptowała wszystko.  Teraz mam plan w sobotę, jak przyjadą nowi wolontariusze, pojechać z Marcelą do Arua i kupić elektroniczną wagę, bo na naszej różnica między 11 a 12 kg jest żadna, a dla dzieci bardzo ważna. Potem Marcela znalazła też trochę czasu i wreszcie znalazłyśmy brakujące poduszki, koce, krzesła…do tego wszystkiego potrzebuję siostry, która mi wszystko pokaże, dlatego praca biegnie tak wolno- wciąż jestem zależna od innych. W efekcie spóźniłam się do szpitala jakąś godzinę, ale na moje szczęście dr Cyprian dopiero zaczynał obchód. Coś jest nie tak z moimi niedożywionymi dziećmi- obrzęki stóp wciąż nie ustępują…Po obchodzie Tsandiru poszła do domu po nocnym dyżurze, a my zostaliśmy sami z Jacquiem- stażysta spóźnił się jeszcze więcej niż ja i przez moment było ciężko: wypełnianie wszystkich wskazań z obchodu, dwa nowe przypadki i cztery kroplówki z chininą do przygotowania. Ale daliśmy radę, stażysta Alio wreszcie się pokazał, do 12 wyrobiliśmy się zgrabnie ze wszystkim. Ja zrobiłam też zapasy mleka i PlumpyNut, napisałam wielkie wytyczne jak i o której dawać mleko, przygotowałam wszystko ładnie na weekend, podczas którego mnie nie będzie.  Potem poszłam do domu się spakować i w tym dokładnie momencie spotkałam  Florance, która szła mnie szukać, żebym przyszła do domu coś zjeść, bo o 13 jadę do Aru. Autobus miałam o 14, więc coś nie grało- jakież było moje wielkie zaskoczenie, gdy się okazało, że Marcela i Claudine jadą do Aru samochodem z papą Mayele i mnie zabiorą! Ależ mi się udało!!
Tak że w domu wylądowałam wcześnie, Mary była bardzo zdziwiona- ale za to miałyśmy więcej czasu na plotki, których przybyło przez te 10 dni. Najgorsze, że mleko wciąż nie dotarło do Aru, będę musiała się tym zająć znowu, zapytać Claudine. Clara jest na rekolekcjach w Watsa od piątku. Potem mieliśmy bardzo nieprzyjemną akcję z Enzo, który się upił, wziął motor i pojechał nie wiadomo gdzie. Tak że cały wieczór spędziłyśmy na jego szukaniu z Jeanem de Dieu, Orio, informowaniu sióstr itp.itd. Wreszcie późnym wieczorem się pojawił, z rozwalonym motorem, ale przynajmniej cały i zdrowy…Myślę, że tak się to nie skończy, że wyjdą z tego poważne dla niego konsekwencje. Jutro czeka go rozmowa z Joyce i Tiną, nie wróżę mu nic dobrego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz