czwartek, 26 lipca 2012

Tak!


Tak! Mamy mleko!!! Dzisiaj z rana przyszła do mnie Claudine z informacją, że na dworcu autobusowym jest 16 kartonów z mlekiem dla szpitala w Aru. Postanowiłyśmy połowę wysłać do Aru, połowę wziąć „dla siebie”, jako że nie mamy żadnych zapasów. Na pewno Aru będzie złe, ale cóż…Z przedsiębiorczością Claudine mam nadzieję na więcej- gdyż po dokładnym zbadaniu sprawy okazało się, że trafiły do nas 4 kartony mleka F75 i 4 kartony PlumpyNut. Wciąż więc nie mamy mleka F100, ale nie to żebym narzekała:) Trzeba będzie jednak powalczyć i o nie! Tak że mieliśmy dzisiaj pracowity dzień, bo musieliśmy wytłumaczyć mamom, że mleko najprawdopodobniej będzie dostarczone po południu i do tego czasu dzieci muszą zjeść PlumpyNut a potem zamienimy je na mleko. Z tym mlekiem to w końcu też była historia: jeden z naszych laborante został wysłany po mleko na stację autobusową i gdy wrócił od razu mnie zawiadomił(jak to miło z jego strony!). Mówię więc do Jacques’a, że trzeba wysłać zapotrzebowanie na mleko do magazynu. Jak to Jacques wszystko szybko jest gotowe(trzeba po raz kolejny wypełnić jakieś głupie dokumenty, papiery, papiery na wszystkie leki i inne rzeczy, które chcemy z magazynu), ale Jacques wraca z pustymi rękami mówiąc, że dzisiaj nie dostaniemy mleka, bo jest już 13 i magazyn nie zarejestruje jego dostawy w swoich papierach i dlatego go nam nie wyda. Absurd! I jak wszystko tutaj- potrzebna jest osoba siostry i od ręki dostajemy 6 paczek mleka, nie ma problemu z rejestracją, tylko zamieszanie, że trzeba ją wołać do wszystkiego, że nie można tego załatwić na niższym szczeblu i że ludzie w magazynie nie rozumieją, że my nie możemy poczekać do jutra z żywieniem niedożywionych dzieci…Koniec końców przed 14 mamom nawet udaje się zagotować wodę i dzieciaki dostają swoją porcję mleka. Ponieważ zmianę popołudniową ma Justin, a noc Tsandiru jestem pewna, że do jutra dzieci dostaną mleko o wyznaczonych godzinach. Tak, dzisiaj jestem usatysfakcjonowana!
Gdy wracam do domu/zakonu czeka na mnie pyszny królik z naszej zagrody, gotowana fasola(tutaj wspaniałą, w Aru jakoś nie najlepsza) i spaghetti z oliwą. Suzana jak zwykle jest nieusatysfakcjonowana z ilości mojego jedzenia na talerzu, a ja po obiedzie nie mogę się ruszyć i muszę się na chwilę położyć:) Potem udało mi się skończyć mycie wszystkich garnków i naczyń dla wolontariuszy i dorwać Marcelę na kawie- dzięki temu mogę z nią chwilę porozmawiać o szpitalu. Mam tyle pomysłów, zauważam tyle rzeczy, a ona jest wciąż tak zabiegana, że naprawdę muszę walczyć o chwilę jej uwagi, żeby porozmawiać:) Jeszcze teraz ona jest też odpowiedzialna za wolontariuszy, spraw do obgadania jest więc podwójnie dużo i ciągle czuję niedosyt z naszych rozmów. Wiem jednak, że to co jej powiem zostanie zauważone i przemyślane i to mnie uspokaja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz