czwartek, 9 sierpnia 2012

Dom a ca e poi mangiamo!


To absolutne hasło dzisiejszego dnia. Marco uczy mnie dialektu z Brescia, bo oprócz języka włoskiego nie zna żadnego innego. A że zawsze jest pora na jedzenie, dzisiaj nauczyłam się zdania: „chodźmy do domu, a później coś zjemy”:) I ogólnie używamy tego zdania na okrągło, a przynajmniej jego drugiej części.
Rano zostawiłam dziewczyny same w ambulatorium, żeby wreszcie pójść na obchód na pediatrii. I od razu zauważyłam błędy- wczoraj doktor przepisał syropki, które pielęgniarki nie dały dzieciom. To takie oczywiste, że nawet nie byłam zdziwiona. Dzisiaj stwierdziłam w Leko wreszcie zniknięcie obrzęków!!! Z wielką radością otworzył swoją pierwszą saszetkę PlumpyNut i zjadł ją z apetytem. Wszystkie dzieci wokół niego już od dawna jedzą PlumpyNut i chyba Leko się cieszy, że dołączył do ich grona. Dzisiaj po południu sprawił mi też wielką niespodziankę- sam wstał z podłogi i zaczął chodzić! Aż nie mogłam w to uwierzyć! Uśmiecha się też teraz na okrągło i w ogóle jest taki kochany! Mam też dziewczynkę, Dritsiru, która ma tak silną grzybicę jamy ustnej(i prawdopodobnie również gardła, ale nie pozwala sobie do niego zajrzeć), że mama mówi, że nie może przełykać i że coraz gorzej zjada mleko. Wczoraj zaczęłam terapię Nystatyną, a dzisiaj przy obiedzie zgadałam się z Letizią, że mogę dołączyć do leczenia picie ozonowanej wody. Oczywiście spróbowałam, na razie Dritsiru dwa razy wypiła małe dawki wody z wielkim apetytem- to dobrze, bo wciskanie jej syropków idzie nam ciężko.
Gdy po 10 przyszłam do ambulatorium, na zewnątrz zastałam wielu pacjentów, czekających na zmianę opatrunków z HyperOil oraz na mikrofiltrację. Pracowaliśmy bardzo intensywnie, ja znowu próbowałam mikrofiltracji, a wczorajsze rany dzisiaj wyglądały wyśmienicie, wszyscy byli zaskoczeni. Koło 14 skończyłyśmy i zjedliśmy pyszny obiad, po którym wybraliśmy się na open market. Ja zainicjowałam to wyjście, bo chciałam kupić ceratę na stół, na którym przygotowujemy mleko dla niedożywionych dzieci, bo jest z surowego drewna i nie można go zachować w czystości. I od razu pożałowałam, że podzieliłam się pomysłem pójścia na open market z moimi Włochami- wyszliśmy jakieś 40 minut po ustalonym czasie, potem w ślimaczym tempie doczłapaliśmy się na rynek i ciągnęłam za sobą ogon. Ja chciałam wszystkie zakupy załatwić szybko, raz raz, ale się nie dało. Wreszcie po 18 dotarliśmy do domu, ja musiałam jeszcze skoczyć do szpitala dać Dritsiru ozonowaną wodę do picia i jak wróciłam już jedliśmy kolację. Po 10 minutowym prysznicu pracowałam najpierw z Ornellą nad pomysłami organizacji ambulatorium, potem z Letizią nad instrukcjami wszystkich metod ozonoterapii, a potem  wszyscy poszli spać, a ja do drugiej nad ranem tłumaczyłam to wszystko na francuski…
Moja pierwsza mikroinfiltracja

Prawie w komplecie: ja, Nadia, Cinzia, Sara, Marco, Angelina, Ornella, Marcela i Letizia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz