wtorek, 28 sierpnia 2012

Spokojnie, spokojnie / Easy, easy


Staram się! Naprawdę! Chcę być spokojna i opanowana, ale czasem to mnie szlag trafia! Dzisiaj niby wszystko ładnie poszło: gdy przyszłam do pracy Justin ze stażystą byli w trakcie czyszczenia i suszenia narzędzi, przygotowali pakiety do sterylizacji, potem zajęli się mikroinfiltracją, a ja z Samuelem zmienialiśmy opatrunki. Nawet generator udało się włączyć o ósmej, co oznacza, że po dwudziestu minutach mieliśmy przygotowaną ozonowaną wodę do dezynfekcji skóry(co oznacza, że możemy z Samuelem zacząć pracować), a Justin ze stażystą mieli wolną maszynę do mikroinfiltracji. Ale tak: najpierw sterylizatornia spóźniła się z narzędziami: zanieśliśmy je tam o ósmej, a o dziesiątej jak się nam skończyły narzędzia to dopiero zaczynali je sterylizować- 40 minut przymusowej przerwy…Najbardziej się jednak wściekłam, jak przyszedł pielęgniarz z bloku operacyjnego, że potrzebują ozonowanej wody i HyperOil dla pacjenta(nowość, którą wprowadzamy dla każdego operowanego pacjenta jako profilaktykę zakażenia pooperacyjnego). Powiedziałam mu, że bardzo chętnie, że tylko musi znaleźć jakiś pojemnika na wodę i że to potrwa jakieś 10 minut. On na to: aha, to w sumie nie jest takie ważne, że on przyjdzie po to dla kolejnego pacjenta, a tego to już szybko skończą, zamkną ranę i zrobią normalny opatrunek. Aż się zagotowałam jak to usłyszałam! Walnęłam piękną gatkę o zaangażowaniu w pracy i o tym, że czasem warto zrozumieć dlaczego wprowadza się nowe techniki i że w ogóle jak mu może tak nie zależeć na zdrowiu naszych pacjentów… Na koniec dnia już nie wytrzymałam, prosiłam Justina przed 1,5 godziny, żeby przygotował wodę do dekontaminacji narzędzi, żebyśmy potem mogli je wysuszyć i zanieść do sterylizacji, ale wciąż o 13 nie było to zrobione i wiedziałam, że czeka nas co najmniej godzina pracy, z czego 40 minut czekania(20 na przygotowanie wody i 20 na dekontaminację), zostawiłam więc ich samych i poszłam do domu. Miałam dość, to ciągłe użeranie się z każdą najdrobniejszą sprawą(nie wspominając o dokumentacji, płaceniu) mnie wykończyło. Jednak szybko wróciłam do normy, bo był prześliczny, gorący dzień, miałam wolne popołudnie, zrobiłam pranie, które wreszcie nie będzie schnąć przez cztery dni i poszłam na open market. Na drodze spotkałam naszą pielęgniarkę, Guzu, która obeszła ze mną cały market w poszukiwaniu potrzebnych dla mnie rzeczy. Skusiłam się na prześliczne kubki do herbaty i filiżanki do kawy, bo plastikowe kubeczki mnie wykańczały:) Niestety przyszłam już za późno by dostać banany, a chciałam sobie zrobić mały zapas, ale kupiłam za to marakuje, mam nadzieję, że nie będą straszliwie kwaśne. Wieczór spędzam właśnie z Marcelą, ja pogrążona w blogu, ona w internecie, popijając przepyszny argentyński likier czekoladowy!


I’m trying! Really! I want to be calm and easy, but sometimes I’m just getting mad! Today everything seemed great: when I came to work Justin was already washing and drying the instruments, preparing packets for sterilization, then he was microinfiltrating patients and me with Samuel were changing bandages. We even managed to turn on the generator at 8, which means that after 20 minutes the ozonized water, which we use to disinfect the skin, was ready(and we could start work with Samuel) and the machine was free to use for the microinfiltration. But: first the sterilization was delayed, we brought the materials to sterilize at 8 and at 10, when we were finished with all the sterile instruments, they were  just starting sterilization- that means 40 minutes of obligatory break… But I got really mad when a nurse from operation theatre came to ask for ozonized water and HyperOil (the new treatment that we use to prevent post-operative infections). I said to him  that yes, ok, we’re glad to prepare it, but please find some container for the water and it will take about 10 minutes. He responded if it is like that, it’s not that important to him and he can come back later to take the water and HyperOil for the next patient and for that one they’ll use normal gauze and bandage. Oh my, I was boiling inside and shouted out a speech about engagement into work, taking care of health of our patients and just caring about anything! At the end of work I couldn’t manage: I was asking Justin for 1,5 hour to prepare ozonized water for decontamination of the instruments, so that we could dry them later and prepare packets. But at 13 it still wasn’t done and I knew it’s about one hour of work: 20 minutes waiting for the water, 20 minutes waiting for decontamination and time to prepare packets…I couldn’t imagine waiting doing nothing for 40 minutes! I said I was going home, leaving them with finishing the work. I had enough, really, all the time there’s something not working well, I was emotionally exhausted. However I got back to equilibrium soon as it was a beautiful hot day, I had free afternoon.  I washed my clothes which finally are not going to dry for the next four days and I went to open market. On my way I met Guzu,  our nurse, who accompanied me during the shopping. I bought great porcelain cups for tea and small one for the coffee, because I just couldn’t stand anymore our plastic ones:) Unfortunately mamas told me I came too late to buy good bananas, there were just few left, and so I changed my plans to marakujas, hoping they’re not going to be too sour. The evening we’ve spent with Marcela, me writing a blog, she surfing the internet, drinking delicious chocolate Argentinian liquor…!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz