poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Misja wykonana!


Dzisiejszy dzień to splot szczęśliwych przypadków i zbiegów okoliczności. Zaraz po wczesnym śniadanku(ach ta nutella i zapach świeżej kawy jak tylko wyszłam z pokoju!) zapakowaliśmy się z dr Cyprianem na jego motor i ruszyliśmy w kierunku Arua w poszukiwaniu butli z tlenem, niezbędnej do przeprowadzenia ozonoterapii. Ponieważ główna droga, którą jechaliśmy parę dni temu z wolontariuszami jest nieprzejezdna, bo zapadł się most na rzece, doktor wybrał objazd małymi drogami. Prowadzą one przez naprawdę głębokie wioski, porozrzucane gdzieś w środku pól, droga jest wąska i wyboista, ale wszystko wynagradzają przepiękne widoki i poczucie afrykańskiej dzikości. Na granicy, z powodu tego, że motor doktora nie ma odpowiednich papierów, musieliśmy wziąć moto taxi(tutaj zwane boda-boda). Taksówkarze zawieźli nas pod sam szpital w Arua. Mój motor miał małą przygodę, mianowicie skończyła się nam benzyna na środku drogi. Ale taksówkarz ani trochę się tym nie przejął, kazał mi zsiąść z motoru, potrząsnął nim trochę, prawdopodobnie po to, żeby benzyna spłynęła do rezerwowego zbiornika i na takich resztkach dojechaliśmy do przydrożnego sprzedawcy benzyny, który uzupełnił nasz bak. Tutaj w małych butikach sprzedaje się bowiem benzynę w pół- i litrowych butelkach po coca-coli albo wodzie mineralnej, w sumie to bardzo praktyczne, bo co chwilę można właśnie bez problemu uzupełnić bak. W szpitalu od razu wstąpiła we mnie nadzieja. Napotkana pierwsza po drodze pielęgniarka powiedziała, że używają butli z tlenem i zaprowadziła nas do magazynu. Ja tam bałam się czy oni w ogóle widzieli kiedyś na oczy taką butlę, więc naprawdę się ucieszyłam, obiecując sobie, że nie ruszę się ze szpitala bez niej, gotowa na łapówkę albo błaganie:) Ale nie było to potrzebne. Pani z magazynu skierowała nas do administracji, ale dyrektor był nieosiągalny i w czasie oczekiwania na niego, jeden z jego sekretarzy zaprowadził nas do innego magazynu, gdzie trzymają takie butle oraz wytłumaczył nam, że szpital co miesiąc otrzymuje od rządu butle z tlenem i jego kupno będzie raczej niemożliwe. W magazynie jednak spotkaliśmy naszego wybawcę. Jerry wytłumaczył nam i przekonał nas, że bez żadnego problemu na open market można kupić butle z tlenem i że jest to taki sam medyczny tlen jaki szpital dostaje od rządu, co do czego mieliśmy wątpliwości. Dla potwierdzenia zaprowadził nas na położnictwo, gdzie oprócz butli od rządu używa się również butli z open market, które Jerry sprzedaje. A więc znaleźliśmy to, po co przyjechaliśmy!!! Ciężko po kolei opisywać co zaszło dalej- organizacja, kupienie i załadowanie butli do samochodu zajęło jakieś trzy godziny. Chodziliśmy i rozmawialiśmy w pięciu językach jak szaleni. Ale efekt był zdumiewający: za 400 000Sh(to trzy razy mniej niż się spodziewaliśmy) i na dodatek w tym samym dniu(papa Mayele załatwił samochód) dostarczyliśmy butlę do szpitala!!! Co prawda przyjechaliśmy do Ariwara z doktorem około 15, wykończeni i głodni, ale warto było!!!! Jak tylko poszłam się na sekundę położyć, żeby odpocząć, przyszła Florance, żeby mi powiedzieć, że przywieźli butlę. Musiałam wstać i zorganizować jej przeniesienie i zamontowanie w gabinecie doktora. Potem pomogłam naszym Włochom zorganizować potrzebne rzeczy do malowania pediatrii- Cinzia ma talent plastyczny i na zewnątrz pediatrii wymalowała kolorowe żyrafy, motyle itp. I miała  niezłą widownię- mnóstwo ludzi przypatrywało się jej jak maluje, wszyscy mieli rozrywkę. Ja natomiast mogłam zobaczyć moje dzieci, bo cały dzień znowu nie znalazłam czasu, żeby przyjść do szpitala. Potem tłumaczyłam instrukcję ozonoterapii na francuski aż do czasu przepysznej kolacji, na którą Letizia przygotowała m.in. ryż z tuńczykiem i awokado. Wieczorem graliśmy w karty, ale takie specjalne, gra nazywa się Uno/Solo/Moko w zależności od wersji. Jest bardzo wciągająca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz