poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Praca, praca


Ok, muszę przyznać, że dzisiaj w pracy mi się nie podobało. Oczywiście- robiłam same potrzebne rzeczy, ale bardzo niewdzięczne i nie dające w ogóle satysfakcji. Ale może to też wina tego, że cały dzień pobolewała mnie głowa, wtedy gorzej wszystko znoszę. Dzień zaczął się wcześnie od spotkania z Marcelą, bardzo udanego, po którym dużo rzeczy się wyjaśniło, ale podczas którego też już mi od razu skoczyło ciśnienie. Tłumaczę wczoraj Letizii, że my idziemy na to spotkanie, a że pacjentów, jak to w poniedziałek,  będzie dużo proszę ją, żeby była punktualnie o ósmej w pracy, bo inaczej się nie odrobimy z pacjentami. No i podczas spotkania widzę, jak Letizia spokojnym krokiem idzie sobie do szpitala o 8:40. Jeszcze przyszła do nas się przywitać, pogadać, pierdu pierdu. Masakra! Marcela zaakceptowała moje fiszki na nowe leczenie, ustaliłyśmy ceny, pouczyłyśmy doktorów co i jak mają robić. W związku z tym, że ceny są inne, wielu pacjentów nie ma fiszek albo zapłaciło tylko część należnej sumy, Marcela poprosiła mnie, żebym zrobiła z tym porządek. I była to niewdzięczna praca, bo pacjenci byli źli, zdezorientowani i nie do końca poinformowani…Jeszcze na dodatek trzeba było zaaranżować sprawę sterylizacji, sprzątania, prania zużytych chust- jednym słowem nie widziałam żadnego pacjenta pod kątem klinicznym przez cały dzień.  Na dodatek nie miałam czasu ani siły pójść po pracy na pediatrię, więc znowu nie wiem jak się mają dzieci i czy dobrze się nimi zajęto…To mnie trochę boli, że przez to całe ambulatorium muszę odpuścić pediatrię, bo, zwłaszcza jak wyjedzie Letizia, nie ma szans, żeby Samuel i Justin zostali tam sami, trzeba to wszystko przez pierwsze tygodnie nadzorować. Po południu znowu pracowałam nad przygotowaniem jutrzejszego szkolenia dla pielęgniarek, nad identyfikatorami do szpitala, nad protokołem pracy w ambulatorium i innymi małymi komputerowymi rzeczami. Gdy byłyśmy przed kolację razem z Cincią w pokoju, z przerażeniem zobaczyłyśmy jak przez drzwi naszego pokoju, dołem, wchodzi…szczur! Nasze wołanie o pomoc nie przyniosło żadnych skutków, ale na szczęście szczur wyszedł tą samą drogą, którą wszedł. Ale najgorsze było to, że po kolacji Cinzia wchodzi do naszego pokoju i znowu jest on w środku!!!! Chłopaki szybko wygoniły szczura z pokoju, ale to trochę przerażające, że wrócił. Teraz mamy dwa worki z piaskiem na podłodze, zamykające szparę między drzwiami a podłogą- i mamy wielką nadzieję, że to nas uchroni przed kolejną szczurzą wizytą!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz