piątek, 24 sierpnia 2012

Gile


Poznałam chyba najbiedniejsze dziecko w Afryce: Gilego. To dziecko Jeana-Baptiste’a, które jest upośledzone i o którym nawet siostry mówią, że jest „złe”(w sensie „popsute”). Ja mam dokładnie odwrotne doznania: chłopiec jest uroczy, nienachalny, kontaktowy, choć mówi tylko parę słów w lingala i ma jakiś problem z nogami, bo ciężko chodzi.  Myślę, że bycie upośledzonym w Afryce to kombinacja koszmarna. Dzisiaj przekonałam się dlaczego. Wolontariusze podczas swojego pobytu tutaj związali się z paroma dzieciakami, tymi, które ciągle obserwowały ich pracę, z którymi bawili się popołudniami. Przed wyjazdem zostawili mi dla paru z nich małe prezenciki(zeszyty, kredki, zabawki), dla każdego dziecka przygotowali mały zestaw rzeczy. Poprosili mnie czy mogłabym to rozdać dzieciom. Dla dzieci Jeana- Baptiste’a przygotowali cztery zestawy, gdy więc spotkałam jedno z nich, Francois, który mówi po francusku, poprosiłam go, żeby przyszedł do zakonu wziąć rzeczy dla siebie i rodzeństwa. Za jakieś 15 minut wrócił Gile, zdenerwowany, bo Francois nie chce mu dać przynależnego prezentu. Poszłam więc z nim znaleźć Francois, który powiedział, że Gile i tak nie potrafi używać tych rzeczy, więc dał je starszemu kuzynowi. Koszmar, nawet własny brat nie ma dla Gilego zrozumienia. Było to wszystko strasznie przykre…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz