środa, 18 kwietnia 2012

Pora deszczowa

Chyba mogę napisać, że oficjalnie rozpoczęta! I to nie byle jak- w nocy padało tak mocno, że mnie obudziło. Tutejsza ulewa to największy polski deszcz pomnożony przez trzy. Przez to, że mamy dach z blachy, jest tak głośno jak pada, że Clara nie usłyszała budzika, który dzwonił trzy razy! Ja natomiast już wiedziałam, że jak pada to nikogo nie ma w pracy, więc wyspałam się do ósmej. Deszcz trochę osłabł, a o 9 już tylko kropiło, więc pojechałam do szpitala i idealnie wpasowałam się na poranną odprawę. Obchód był długi i brudny: tutejsze błoto(w lingala poto poto) przyklejało się do butów i wszędzie je roznosiłyśmy. Mamy niedożywionych dzieci zrobiły sobie dzisiaj chyba wolne, nie przygotowały wody na rano, potem nie było ich o 12 na kolejny posiłek, nie przyszły na ważenie. W ogóle atmosfera w szpitalu była bardzo senna, przez deszcz nie  było pacjentów na konsultacje. Dopiero po południu zrobiło się przyzwoicie, tzn. mogłam ściągnąć bluzę i chodzić w krótkim rękawku, przez pozostałą część dnia było normalnie zimno! Pracowaliśmy z Danim w naszym ogródku zrywając awokado, bo jest już mnóstwo owoców. Chcieliśmy nimi obdarować protestantów, którzy mieli przyjść na kawę, ale Marcus dostał zaproszenie od swojego szefa na obiad i nie mogli przyjść. Mamy więc w kuchni pełen kosz awokado, gdyby ktoś miał ochotę. Ja zabrałam się za przygotowywanie kursu angielskiego na kolejne parę lekcji, zeszło mi do wieczora i nadal nie skończyłam. Dani i Clara pracowali do wieczora, więc zrobiłam na kolację sałatkę z kapusty i tuńczyka z grzankami, a na deser Clara przygotowała gorącą czekoladę z torebki, która była naprawdę wyśmienita. Potem oglądaliśmy „Bezsenność w Seattle”, przy czym ja zamarzałam pod kocem. Normalnie było jak w listopadzie w Polsce!  Zimny prysznic przestał być przyjemny, jest coraz trudniej się do niego zmusić:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz