środa, 25 kwietnia 2012

Znowu o insektach

Dzisiaj znowu rano obudził mnie deszcz, a jak pada deszcz to można dłużej pospać, bo nikt i tak do pracy się nie spieszy…Rano pojechałam znowu do Hospital General, żeby poprosić o przeniesienie dziecka na leczenie do naszego szpitala, ale już widziałam, że nie ma szans, kiedy bardzo uprzejmy dr Patric zaczął mówić, że musi zapytać przełożonych, odpowiedzialnych itp.itd. i że da mi osobistą odpowiedź czy się udało. Tak że gdy po kilku godzinach zobaczyłam go w naszym szpitalu już widziałam, że jest źle. Ale jak po wszystkich wyjaśnieniach, że matka musi zapłacić fakturę, bo jak przejdzie do nas to ucieknie, powiedział, że teraz wszystko w rękach Boga, to miałam mało chrześcijańskie uczucia…
W naszej posadzonej rzeżusze znalazłam dzisiaj dwa robale typu „econda”, czyli te które podrażniły skórę Daniego. One nie gryzą, tylko jak ich się dotknie np. podczas strzepywania ich ze skóry to wydzielają taką substancję, że robi się duża i bardzo boląca rana- tak więc trochę się zaniepokoiliśmy.  Na kolację przyszedł znajomy Fiore, nauczyciel angielskiego z liceum, ale to nie on był największą atrakcją wieczoru, ale latające za oknem i w niewielkiej ilości w kuchni gigantyczne termity. Teraz dorosły, są w okresie zrzucania skrzydeł i przekształcania się w chodzące robale. Takie duże termity lokalni obdzierają ze skrzydełek i wsuwają z apetytem, bo to dużo białka. Podobno można zrobić z nich też ciasto, wszyscy mówią, że dobre. Mnie odgłos trzepoczących skrzydeł przyprawia o gęsią skórkę, a jak przy stole ten nauczyciel pokazał nam jak się obiera żywego termita, żeby wydobyć z niego „tłuszcz” to myślałam, że zwymiotuję. Na dodatek na kolację Fiore przygotowała jakąś brunatną papkę, podobno z mięsa, którą ledwo udało mi się przełknąć, ale musiałam się skupiać, żeby nie myśleć o tym co przełykam….Jednym słowem- kolacja okazała się totalną porażką, to jeden z tych posiłków, których nigdy nie chciałabym powtórzyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz