sobota, 21 kwietnia 2012

Pożegnań ciąg dalszy

Dzisiaj razem z Daniele i Orio pojechaliśmy do Arua odwieźć Joy na autobus do Kampali. Udało się nam bez problemów kupić bilet, załadować bagaże i pożegnać siostrę bardzo szybko, bo musieliśmy załatwić parę spraw w Arua. Najważniejszą było kupienie dziesięciu 50-kilogramowych worków mąki dla piekarni, które chłopaki musieli załadować do naszego jeepa w porannym upale…Ale wszystko się udało, ja dostałam nawet pół godziny wolnego na zakupy i wreszcie zasiliłam moje wygasające zapasy butów dwoma parami japonek i jedną parą sandałek. Udało się nam też utargować zegar do szpitala dla niedożywionych dzieci. Gdy wróciliśmy do domu pojechałam do szpitala, w którym zastałam absolutny rozgardiasz, głównie dlatego, że Elizabeth nie zrobiła rano obchodu, a było dużo nowych przyjęć. Dzieci nie dostały porannego mleka, no bo jakże… Udało mi się na szczęście namówić jednego z pielęgniarzy, żeby poszedł ze mną na obchód, który trwał z 1,5 godziny bo ciągle coś nam przerywało. W międzyczasie pokazała się mama Francine, z wreszcie uśmiechniętym Francine, to zdumiewające jak to dziecko się zmieniło! Znowu przytył, ładnie zjada mleko, jestem zadowolona!!!
W domu zjedliśmy pyszny obiad z makembą na deser. Potem mieliśmy iść z Danim poszukać nici i materiałów na torby w kontenerach, ale rozpadało tak porządnie, że nie daliśmy rady. W tym czasie przygotowałam czekoladowe ciasto z torebki z polewą, którą przysłała Babcia.  Wieczorem pojechaliśmy z Danim do protestantów na pożegnalną imprezę Marcusa i Christiana, którzy wyjeżdżają w najbliższą środę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz