czwartek, 5 kwietnia 2012

Wielki Czwartek

Po powrocie do szpitala po dwóch dniach, załamałam ręce: dzieciaki nie zważone przez te dni, w miejscu gdzie trzymamy mleko taki bałagan, że tylko mrówki się przyplątały. Na dodatek mama Merveille porzuciła leczenie, mama bliźniaków, do której przez ten miesiąc nabrałam zaufania totalnie mnie zawiodła- miała odzwyczajać dzieci od mleka i przyzwyczajać do MMS, ale w godzinach, w których zarządziłam opuszczanie mleka na rzecz MMS wcale MMS nie przygotowywała…Na dodatek dzisiaj nie zastałam jej w sali, bo razem z mamą Bonheur gdzieś wyszły, tak że Bonheur opuściła mleko o 8, 12 i pewnie też o 16…Masakra! Wściekłam się też na położnictwie, bo poszłyśmy badać pacjentkę i chciałyśmy znaleźć wziernik: wszystko w totalnym nieładzie( a przecież było dokładnie opisane), materiał, w który się zawija rzeczy pomotany tak, że nie można się dostać do środka zestawu, pakiety do porodu pomieszane razem z rzeczami do porodu z nacięciem krocza…Masakra again! W takich  sytuacjach mi się odechciewa, bo mam wrażenie, że jak nie stoję i nie pokazuję palcem, to nikt nie jest w stanie myśleć za siebie! Ale musiało mi szybko przejść, bo przyszły moje niedożywione dzieci na konsultacje, teraz jak już poznaję twarze, znam imiona, rozmawiam z niektórymi mamami, to jest jakoś tak bardziej swojsko. Jedną udało mi się  namówić, żeby została w szpitalu z Imani. Mamy też nowy przypadek niedożywienia, mama dzisiaj przyszła z powodu kaszlu, ale zatrzymaliśmy ją z dzieckiem, bo miało obrzęki aż na twarzy… Tak że znowu były przeboje ze znalezieniem sali, łózka, poszewki, kubka,  gorącej wody do przygotowania mleka- no wiecie, standard, już mnie to nawet nie rusza. Nikogo nic nie obchodzi, nie ma kubka to nie ma- a że nie  mamy w czym podać dziecku mleka to w sumie nie takie ważne. Cholera jasna!
Po południu zjedliśmy pyszny obiad- dzisiaj Maman Maria przygotowała mięso, Fiore zrobiła bananowe ciasteczka. Potem padłam na chwilę na drzemkę i jak już się miałam zbierać do kościoła to lunęło jak nie wiem co! Ale na szczęście po 10 minutach przestało i nawet się nie spóźniłam. Msza była jak zwykle długa, ze świetnymi śpiewami i w sumie taka swojska: też było mycie nóg i procesja do ciemnicy. Ale, inaczej niż u nas, nie przestali grać. U nas chyba dzisiaj już przestają grać organy. Tutaj wszystko po staremu: organy, gitara, bębny i grzechotki nadal robią dużo szumu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz