piątek, 9 grudnia 2011

Farmaceutka

Dzisiaj pojechałam rano do szpitala. Clara natomiast przywiozła tam walizkę z lekami, którą zabrałam z Rzymu. Spędziłam więc przedpołudnie na rozpakowywaniu tych leków oraz tłumaczeniu do czego służą i jak je dawkować- po francusku, a jakże! Potem w rogu apteki zobaczyłam górę nieuporządkowanych leków, którymi nikt się nie zajął do tej pory, bo nie wiedzą do czego one służą. Opisałam więc każde lekarstwo, poukładałam na półkach. Do moich największych znalezisk należy opakowanie cytarabiny na ostrą białaczkę oraz transdermalne plastry z jakąś pochodną morfiny. Po lunchu, jak się okazuje każdy piątek, spędzamy na spotkaniu formacyjnym- najpierw sami z s.Joy, a potem z miejscowymi chłopakami czytamy Pismo Św.  Jak dla mnie było to oczywiście bardzo kiepskie, bo zrozumiałam 5% z tego co powiedzieli, więc, no cóż, wynudziłam się… Wieczorem gotujemy razem i mamy wspólny posiłek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz