poniedziałek, 19 grudnia 2011

Upał!

Tak! Wreszcie trochę ciepełka:) Dzisiaj poczułam się jak w prawdziwej Afryce- było bardzo gorąco, upał na całego. Co prawda to pewnie nie wszystko na co stać Aru, ale przygrzało porządnie, jak wróciłam ze szpitala na rowerze to byłam mocno zmęczona. Po południu natomiast zerwał się gwałtowny wiatr, wszystko wirowało, a potem lunęło jak z cebra. Tak że dzisiaj mieliśmy bardzo zróżnicowaną pogodę, nie można narzekać:) Poza tym w szpitalu dzień zaczął się bardzo poważnie. Siostra Salome, która jest dyrektorem szpitala, przez ostatnie trzy dni była na jakimś szkoleniu i wróciła z niego pełna zapału do zmian- co mi się oczywiście bardzo podoba. Przez 1,5- godziny mówiła o zmianach jakie chce wprowadzić, zrozumiałam nawet całkiem sporo: mamy być mili dla pacjenta, pokazać mu co i jak, kiedy jest pierwszy raz w szpitalu, edukować o higienie(!), tłumaczyć jak ma zażywać leki, przychodzić punktualnie do pracy, w pracy- pracować, a nie plotkować, jak mamy wolny czas to czytać, edukować się, zainteresować się jak wygląda praca w innych częściach szpitala(laboratorium, apteka), no po prostu byłam pod wrażeniem! Myślę więc, że się z s.Salome dogadamy! Na wizycie m.in. badałyśmy kontrolną hemoglobinę po toczeniu krwi- wynik piękny skoczyła z 6 na 9g/dl, ale, rozmawialiśmy akurat o tym na porannym spotkaniu, toczą tu krew bez sprawdzenia HCV, pojawiła się propozycja, żeby kupić odpowiedni sprzęt. Och, mam nadzieję, że się uda, bo aż mnie wzdryga, że toczą taką krew. No, ale cóż, nie ma wyjścia. Dobrze i tak, że zawsze znajduje się dawca, bo oczywiście nie ma tu banku krwi, więc jak jest potrzeba, to szuka się dawcy- kogoś z rodziny najczęściej, ale krew też oddają pielęgniarki. Nie, no kosmos z tą transfuzją jak tak sobie pomyślę, wolę sobie nie wyobrażać, co się dzieje, jak ktoś krwawi i krew jest potrzebna na cito… W przychodni znowu ciężkie przypadki- to znaczy  ciężkie dla mnie pod względem diagnostycznym: bo nie można odesłać pacjenta do dermatologa, ortopedy, kardiologa (bo chyba dziecko, które badałyśmy ma kardiomegalię albo jakąś kardiopatię)…Wszystkim trzeba się zająć samemu, najgorzej jak dla mnie z dermatologią. Ciężko idzie mi rozpoznawanie anemii na visus, gdyż w Polsce patrzę na skórę, wargi, jakiś ogląd jest. Tutaj pozostają tylko spojówki, a że nie mam w tym zupełnie doświadczenia, co drugie wydają mi się blade…z czego Elizabeth namiętnie się śmieje:)  Po południu miałam spotkanie z s.Joy, potem uczyłam się francuskiego. Na kolację Clara przygotowała przepyszną zupę z jeszcze pyszniejszymi grzankami z chleba, absolutna rewelacja, okrzykuję ją najlepszym kucharzem w naszym domu. To chyba wynika z doświadczenia- ponieważ jest tu drugi rok, potrafi zrobić coś z niczego, co również widać w jej potrawach, nigdy nic nudnego, zawsze mnie zaskakuje. Teraz siedzę w pokoju i czeka mnie nieprzyjemna czynność- gaszenie światła, gdy na zewnątrz mojej moskitiery latają dwie ćmy…Mam nadzieję, że mnie nie zaatakują! Trzymajcie kciuki!

1 komentarz:

  1. Ćmy to bardzo fajne zwierzaczki, chyba nie gryzą, polskie na pewno nie :) Cały czas jestem pełen podziwu, że tam jesteś, że pomagasz, Gosiu, jesteś moją bohaterką! Jestem dawcą krwi, w banku dawców szpiku i teraz też w banku dawców organów, więc jakbyś coś potrzebowała, to wołaj, mam 0Rh- :)

    OdpowiedzUsuń