niedziela, 18 grudnia 2011

Trochę afrykańskiego życia

Tak, dzisiaj trochę go  skosztowałam. W sensie dosłownym i w przenośni. Byłam dzisiaj na 2,5-godzinnej afrykańskiej mszy. Co prawda odprawiana była w lingala, ale prawie w ogóle się nie nudziłam. Po pierwsze byłam pełna podziwu dla tutejszego francuskiego księdza, który rewelacyjnie mówi w lingala i wytrzymuje fizycznie te długie msze w upale. Dla mnie po godzinie w kościele zrobiło się nieprzyjemnie gorąco, ale to chyba też dlatego, że dzisiaj generalnie był ciepły dzień, tak jeszcze ciepło mi tu a Aru nie było:) Jednak wytrzymałam do końca- najpierw kazanie, potem bierzmowanie 25 dzieciaków a potem był specjalny obrzęd przyjęcia pięciu nastolatków do takiej organizacji, która chyba nazywa się Kizula albo coś koło tego. Z tego co mi się udało dowiedzieć to stowarzyszenie młodych, którzy zobowiązują się nie pić alkoholu, nie palić papierosów, mają jakieś spotkania w tym duchu, no i oczywiście jest to ruch katolicki. Jednak po kolei- na mszy jestem zawsze zachwycona tutejszymi ministrantami, po prostu wszystkie ruchy wykonują jednocześnie:  dzwonienie dzwonkami jest idealne, w odpowiednim momencie przyklękają na jedno kolano, wszyscy się kłaniają po tym jak podadzą coś księdzu- jednym słowem pełen profesjonalizm i perfekcja. Wow! Naprawdę są świetni! Śpiewy mi się podobały, ale bez przesady, wtedy na ślubie były lepsze- dzisiaj te Murzynki jakoś tak zawodziły czasem…ale wszyscy pięknie klaszczą, machają, ksiądz z ambony pokazuje co i jak, nie ma, że ktoś się wstydzi i nie pokazuje, każdy się angażuje. Potem zbieranie na tacę- wygląda to w ten sposób, że przed ołtarzem ministranci ustawiają drewnianą skrzynkę i trzeba tam podejść i coś wrzucić. Mimo, że Ci ludzie niewiele mają, każdy podchodzi złożyć ofiarę. Wszystkie obrzędy są bardzo długie, mnóstwo piosenek pomiędzy, trzeba mieć cierpliwość. Mimo, że kościół jest naprawdę obszerny, mniej więcej w połowie mszy zrobiło się bardzo gorąco, wreszcie prawdziwy tropik:) Po mszy byliśmy zaproszeni na imprezę z okazji 10-lecia istnienia tej organizacji Kizula czy coś takiego i przyjęcia nowych członków. Było mnóstwo przedstawień, śpiewów, tańców, jedzenia (myślałam, że sięgam po pieczone bakłażny, a okazało się, że to banany- ale nauczona doświadczeniem zjadłam wszystko, nawet dały się przełknąć, choć nic rewelacyjnego). Byliśmy tam chyba z 1,5 godziny. Nie wiem co bym tam robiła tak długo, bo wszyscy rozmawiali po francusku, ale zagadał do mnie Picha(?)- studiował w Kinszasie, więc znał angielski i mogliśmy porozmawiać, tłumaczył mi co się dzieje, bo wszystko było prowadzone w lingala/francuskim.  To chyba jakaś ważna osobistość, bo znał wszystkich, wszyscy przychodzili się z nim przywitać, na dodatek był ubrany po królewsku, serio, to co miał na sobie można tylko nazwać szatami:) No i studiował, więc to chyba jakaś wyższa klasa społeczna. Jeszcze jedno co zauważyłam, to nie podał mi ręki na przywitanie. Zaczynam się przyzwyczajać, że tutaj to nie do pomyślenia- każdy się ze mną wita przez podanie ręki, nawet po kilka razy na dzień albo np. na przywitanie i pożegnanie w trakcie 2-minutowej rozmowy. To dla mnie niesamowite, rozumiecie- tyle bakterii przenoszonych z rąk do rąk, co chwilę mam ochotę je umyć, ha ha:) Sama się z siebie śmieję, myślę, że za jakiś czas mi przejdzie, ale to dla mnie nie jest przyjemne, zwłaszcza, że oni nie ściskają rąk, tylko podają ręce, nienawidzę tego! Albo mocny uścisk albo w ogóle! Dlatego bardzo się zdziwiłam, że Picha nie podął mi ręki na przywitanie- to chyba oznacza, że już się przestawiłam na afrykański sposób witania się:)
Po południu zrobiłam porządek w naszej biblioteczce, wiem, że to niedziela, ale wczoraj nie było szans, bo byłam prawie cały dzień poza domem, a w tygodniu raczej nie znajdę czasu, jeszcze tyle do zrobienia, np. francuska spowiedź w środę:) Oj, to będzie przeżycie! Święta za tydzień, a nasz dom w ogóle nieogarnięty, nie wiem zupełnie jak będzie wyglądać Wigilia. Na dodatek coś jest przebąkiwane o wyjeździe naszej piątki, bo rzeczywiście, w kontrakcie VOICA jest napisane, że pod koniec roku odbywa się coś na zasadzie wspólnego wyjazdu podsumowującego miniony rok. Co prawda ja dopiero przyjechałam, ale np. dla Clary kończy się kolejny rok tutaj, Daniele też tu trochę jest, Enzo za chwilę wyjedzie, więc to byłby idealny czas. Może też udałoby się nam bardziej zintegrować. No, zobaczymy, planowany wyjazd po Świętach, więc jeszcze trochę czasu, jak na afrykańskie warunki, jest:) Miłego przedświątecznego tygodnia

6 komentarzy:

  1. Widząc warunki panujące, jest całkiem nieźle, ale te sytuacje, z którymi się spotykasz niejednokrotnie są trudne. Jak widzę ile u nas jedzenia się marnuje, a tam dzieci głodują, to normalnie się w głowie nie mieści. No i te wszystkie zwyczaje, do których musisz przywyknąć... Jedyne czego zazdroszczę to odrobiny Waszego słońca.
    Pozdrawiam i 3mam kciuki wraz z moją rodzinką.
    P.S. Dziękuję z życzenia. Ja również Pamiętam o Tobie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Gosiu:) To co piszesz jest niesamowite. Wspaniale sie Ciebie czyta. Trzymamy za Ciebie kciuki! Przesylamy naj naj najserdeczniejsze zyczenia z okazji Swiat:) buzki:*** Paulina i Bartek

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Gosia! Chciałem Ci napisać, że śledzę Twojego bloga od samego początku z ogromnym zainteresowaniem. Bardzo ciekawie opisujesz swoje obserwacje i przeżycia związane z pobytem w Kongo. Z Twojego bloga można się naprawdę dużo
    dowiedzieć o życiu w Aru. Czekam zatem z dużym zainteresowaniem na Twoje następne wpisy! Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochani! Dziękuję Wam bardzo za Wasze wsparcie! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy, że czytacie bloga, jesteście na bieżąco i jeszcze się Wam podoba!
    Pierwszy wpis- tu Ty Basia? :)
    Paulina i Bartek- ja też przesyłam najlepsze życzenia, to co, za rok wracamy?
    Paweł- dzięki za zostanie obserwatorem, mam nadzieję, że będziesz dalej tu zaglądać i że Cię nie zanudzę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czesc Gosienka,

    Sledzimy Twoje losy i w pelni Cie wspieramy, wszystko wyglada ciekawie. Powodzenia no i Wesolych Swiat! Kamila i Colm

    OdpowiedzUsuń
  6. 0 papierosów i narkotyków to rozumiem i wspieram całym sercem, ale żyć bez alkoholu? ;) Co do podawania rąk, to w ogóle tego nie lubię, dlatego staram się tego nie robić, dziwny zwyczaj, niestety częsty.

    OdpowiedzUsuń