środa, 21 grudnia 2011

O niebo!

Jednak nie spóźniłam się tak bardzo do pracy- Elizabeth dopiero zaczynała obchód. Spotkanie z biskupem trwało chwilę dosłownie, ale przywitał nas bardzo serdecznie, wypytał kim jesteśmy, na jak długo zostajemy(zrozumiałam!!), zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i było po sprawie. Biskup pochodzi  z Aru, zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, bardzo wyraźnie mówił po francusku, wyglądał na bardzo spokojnego i otwartego- jak dla mnie klasa! Gdy przyjechałam do szpitala, spotkałam s.Salome i udało mi się jej wytłumaczyć po francusku bardzo skomplikowane sprawy- że nie będzie mnie w sobotę w pracy, bo mamy dużo przygotowań do Wigilii, a potem od poniedziałku do czwartku, bo mamy rekolekcje- jednym słowem powiedziałam jej kiedy mam urlop:) Oczywiście siostra nie miała nic przeciwko, a jakże! Dzisiaj nie było żywcem nic do roboty w szpitalu, wypisałyśmy prawie wszystkich pacjentów, bo nikt oczywiście nie chce zostawać na Święta w szpitalu. W przychodni przyjęłyśmy chyba z trzech pacjentów, nie było więc za wiele badań i nie poszłam w związku z tym do laboratorium, bo stwierdziłam, że lepiej będzie się tam znaleźć kiedy będzie dużo badań. Wracając wstąpiłam do piekarni kupić składniki na ciasto, które pomoże mi upiec Vale na piątek do szpitala oraz galete(nasze boskie ciastko) dla Vale, jako mały prezencik do bożonarodzeniowej skarpety, która wisi na drzwiach każdego z nas, żeby można było sprawiać sobie nawzajem małe przyjemności. Jak się uśmiałam, kiedy po powrocie do domu zobaczyłam w mojej skarpecie galete od Vale- oj, myślimy o tym samym! Potem był mój „szałowy” lunch z rybą, ale tym razem zjadłam więcej niż ostatnio i zabrałam się za pisanie zaproszeń na niedzielną bożonarodzeniową imprezę- wyszły świetnie! Następnie przypomniałam sobie, że obiecałam s.Elizie zrobić porządek w lekarstwach w zakonie. Myślałam, że zajmie mi to z godzinkę, ale siostry mają takie zapasy leków, środków opatrunkowych, szwów i strzykawek, że porządkowanie tego zajęło mi 2,5 godziny i jeszcze nie skończyłam! Najbardziej pozazdrościłam siostrom otoskopu i pediatrycznych słuchawek(to dla mnie) i narzędzi- penset, imadeł, szczypczyków, które w szpitalu by się bardzo przydały, może nie trzeba by było używać drewnianych patyczków do przytrzymania gazy:) Ale nie wiem  czy będzie szansa to wszystko od sióstr wydostać…Potem mieliśmy adorację, kolację u sióstr i powrót ciemną nocą. Do tej pory niedaleko zakonu paliło się światło, które oświetlało nam drogę do domu, ale na drugi dzień po wyborach światło zgasili i jeśli się nie zabierze latarki ze sobą, to trzeba się przebijać przez egipskie ciemności. Ma to też swoją dobrą stronę- można podziwiać w tych ciemnościach gwiazdy, które tu są absolutnie wspaniałe, mnóstwo ich na niebie, widok przewspaniały. Mi trochę przyjemność psuje fakt, że jak zgasimy latarkę to z pewnością wokół nas zaczynają latać i biegać miliony stworzeń, ale gdy o tym nie myślę, przez jakieś 10 sekund, niebo jest naprawdę wspaniałe:)



PS1. Dzisiaj mój dzień prania- szczęśliwie nie padało i po trzech godzinach wszystko było suchutkie. Lubię to!
PS2. Przy okazji- nazwa organizacji to Kizito, gdyby ktoś był zainteresowany:)

1 komentarz: