wtorek, 6 marca 2012

Dla równowagi: dużo (mniej fajnych) rzeczy

Dzisiaj był jakiś szalony dzień! Nie usiadłam ani na chwilę a i tak nie zdążyłam zrobić wszystkiego co powinnam. W szpitalu na początku porządnie się wkurzyłam, bo Elizabeth po prostu nie poszła na obchód: nie bo nie. Tak że obchód robiła Salome, która nawet nie raczyła mnie poinformować, że zaczyna obchód,  a po akcji z niedożywionymi dziećmi możecie sobie tylko wyobrazić jakie były skutki obchodu…A mamy teraz akurat trochę cięższe przypadki, nad którymi trochę trzeba pomyśleć, więc tym bardziej byłam zła na Elizabeth. Koniec końców, po obchodzie, pozmieniałyśmy dużo rzeczy, bez sensu w ogóle, no ale cóż. Na dodatek przyjęliśmy trójkę nowych niedożywionych dzieci do szpitala, ale w lepszym stanie niż Andrua, więc jestem pełna nadziei dla nich: bliźniaki Baraka i Victoire oraz Bienheure, półroczna dziewczynka, której mama zmarła miesiąc temu.  A więc jak zwykle musiałam się zmierzyć z problemem: znalezienia termosu, przegotowanej wody, rzeczy do zmierzenia i zwarzenia dzieci- zaczynam się przyzwyczajać, że zrobienie tutaj czegokolwiek zajmuje mnóstwo czasu i wszystko trzeba zrobić samemu…No, ale sprawa zakończyła się sukcesem- wszystkie dzieci zaopatrzone, pielęgniarki z dwóch zmian przeszkolone, a  jutro- na pewno wszystko i tak będzie nie tak:) Lovely! Dzień w szpitalu zakończył mi się niespodziewanie tragicznie, aż mnie trzepnęło: mama przyniosła do zbadania dwutygodniowe dziecko. Clementina rutynowo bada temperaturę itp. ale widzi, że dziecko w ogóle nie reaguje, przykłada stetoskop…dziecko nie żyje! I jest całe zimne, zupełnie jakby nie żyło od paru godzin. Straszna akcja, nie zrozumieliśmy jak to się mogło stać, że mama nie zauważyła, że dziecko nie żyje!!! Wróciłam do domu późno, zmęczona, przygnieciona całym dniem i okazało się, że mam godzinę na przygotowanie kursu angielskiego, bo przed kursem musiałam wrócić do szpitala nakarmić dzieci. Na kurcie się wkurzyłam, bo nic nie umieli z tego, co im zdałam przed wyjazdem do Ariwara, nie odrobili zadania domowego itp. Wrrr! Potem pojechałam do szpitala przeszkolić Simona, który ma nocny dyżur i jakoś nie wierzę, że mnie posłucha…Wieczorem jedliśmy razem z siostrami, gdzie były też Susana i Christina, więc powoli zaczęłam odzyskiwać humor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz