niedziela, 25 marca 2012

Urodziny Clary

Jak dla mnie były bardzo kiepskie…Rano na farmie okazało się, że jedna z naszych krów nie ma się dobrze, tzn. ma jakąś obstrukcję jelit czy coś. Dlatego Clara postanowiła ją zabić i sprzedać jej mięso, jak zawsze to robi. Więc biedna Clara spędziła połowę dnia na taplaniu się we krwi krowy, dzieleniu jej mięsa i informowaniu ludzi, żeby je kupili- no po prostu koszmar! Ja natomiast byłam na trzygodzinnej mszy, bo był i ślub i chrzciny 25 osób. Ale jakoś nie umarłam z upału, a zobaczyć to co zobaczyłam- było warto: na sam koniec mszy chór zaczął śpiewać piosenkę po komunii, która była trochę smętna. Ksiądz wstał, zatrzymał ich i powiedział, żeby zagrali coś żywszego, bo państwo młodzi muszą zatańczyć swój pierwszy taniec. Tak więc na środku kościoła, przed ołtarzem zaczęła się impreza, piosenka miała super rytm, wszyscy tańczyli, klaskali, krzyczeli, no obłęd:) Na obiad jedliśmy świeżutkie mięsko zabitej krówki, troszkę twarde, ale nie ma co narzekać. Do tego Fiorenza przygotowała bakłażany w oliwie z czosnkiem i makaron, a jakże! Po południu wybraliśmy się na poszukiwanie wina na wieczorne świętowanie urodzin Clary, o dziwo wszystko było otwarte, bo już mięliśmy stresa, że za późno się za to zabraliśmy. Kolacja była obłędna, znowu moja tura gotowania minęła i Fiorenza przygotowała włoskie wyśmienitości, z którymi nasze wino wspaniale współgrało. Tak że mam nadzieję, że chociaż wieczór był dla Clary przyjemny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz