sobota, 17 marca 2012

Ślub Maman Therese

Szalony dzień! Znowu będzie nieskładnie i na szybko, bo jestem wykończona! W szpitalu dużo pracy: nowe przypadki, do ogarnięcia zaległości z niedożywionymi dziećmi, bo wczoraj mnie nie było, dużo osób do konsultacji, a wszystko na szybko, bo o 12:00 zaczynał się ślub Maman Therese, na który byliśmy zaproszeni. Miało być niedaleko, a siostra Carmela zawiozła nas samochodem na miejsce, które jak dla mnie było daleko i od razu wiedziałam, że nic dobrego z tego nie będzie:) Na ślubie było bardzo fajnie i bardzo interesująco- dużo śpiewów, tradycyjnych obrzędów i kiczu, który przyprawiał mnie o śmiech. Ale wszystko trwało 4 godziny, zanim skapitulowałam i postanowiłam wrócić do domu. Wesele dopiero się zaczynało- zobaczyłam krojenie tortu i wręczanie prezentów. Potem miałam nadzieję, że ktoś mnie podwiezie do szpitala, gdzie zostawiłam rower, ale niestety musiałam wrócić na piechotę do domu, bo nie znalazłam skrótu do szpitala. Tak że miałam ładny spacerek, w domu wylądowałam nieżywa, ale zadowolona, bo w końcu zobaczyć afrykańskie wesele to nie lada satysfakcja. Potem miałam wolne popołudnie, które spędziłam na totalnym nic nierobieniu. Teraz mam nadzieję, że ktoś się zabierze za kolację i nie będę musiała nic robić:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz