wtorek, 14 lutego 2012

Cała od kredy:)

Nie wiem kiedy mi dzisiaj zleciał dzień. W szpitalu niby mało pacjentów, ale za to na konsultację przyszło dużo. Miałam też dzisiaj szczęście, bo było dużo, którzy mówili po francusku, więc było mi łatwiej się włączyć w dyskusję, potem też zawsze tacy pacjenci pytają kim ja jestem i wywiązuje się z tego miła rozmowa. Salome oczywiście nie załatwiła wszystkich rzeczy potrzebnych do dezynfekcji, ale za to Jean de Dieu przetłumaczył mi pięknie instrukcję. Wyrwałam się też na chwilę do biblioteki w czasie pracy, bo jest położona jakieś 5 minut od szpitala i zamknięta, gdy kończę pracę. Chciałam poszukać jakiś książek do nauki angielskiego i znalazłam ich mnóstwo. Nie pomogło mi to jednak w popołudniowych przygotowaniach do lekcji, bo wszystko wydawało mi się interesujące i nie mogłam się zdecydować co wybrać:) Koniec końców zamiast godzinnej wyszła mi 1,5-godzinna lekcja, na której i tak nie zrobiłam wszystkiego czego zaplanowałam. No, ale najważniejsze, że uczniowie byli zadowoleni. Nie wiem też czy już pisałam, że Afryka zrobiła ze mnie osobę strasznie niezdarną. Wszystko leci mi z rąk, co chwilę jestem brudna jak mała dziewczynka, przy myciu naczyń jestem cała mokra, a dzisiaj przy ścieraniu tablicy zagarnęłam jakimś cudem cały kurz kredowy z dołu tablicy na siebie…Dobrze, że jutro mój dzień prania! Siostry zmieniły dzień i zamiast w środy jesteśmy zaproszeni na wieczorną kolację we wtorki. Także właśnie czekam z Clarą na odpowiednią godzinę, żeby pójść do zakonu i przy okazji też zabrać modem, bo dzisiaj żadna z nas nie mogła go wziąć z cyber cafe po jej zamknięciu, jak zwykle to robimy.
Moi uczniowie:)

1 komentarz:

  1. W tym aspekcie zazdroszczę, chciałbym uczyć polskiego lub angielskiego za granicą.

    OdpowiedzUsuń