wtorek, 7 lutego 2012

Gorączkowe przygotowania

No, dzisiaj kawał dobrej roboty za nami! Cały dzień spędziliśmy z Danim w budynku położnictwa- ja przeprowadzając sterylizację, Dani naprawiając całą(dosłownie) elektrykę. Dzisiaj autoklawy działały bez zarzutu- 1,5 godziny i po sprawie. Także udało mi się zrobić dwa cykle i tym samym wysterylizować wszystkie narzędzia. Dani miał o wiele trudniejsze zadanie: trzeba było powkręcać żarówki do wiszących z sufitu kabli, przeciągnąć nowe kable do dodatkowego oświetlenia w sali porodowej i zrobić nowy kontakt. Wszystkie kable są schowane  między dachem a sufitem- jest tam przestrzeń z dużą ilością nietoperzy, myszy i pająków…Dani musiał się tam wdrapać i przebić otwory na kable przez sufit. W południe możecie się tylko domyślać jaka tam była temperatura! Świetne jest też to, że Dani potrafi zrobić wszystko, więc ja tylko chodziłam i mówiłam, co jeszcze trzeba naprawić: tu nieszczelna moskitiera, to gwóźdź do wbicia, tu niezamknięty kaseton. Wróciliśmy na chwilę na obiad i po południu znowu tam wróciliśmy. Przyszła do nas s.Salome- wreszcie była zadowolona, widziała, że naprawdę dużo zrobiliśmy, bo tego elektryka- Kaindę- prosiła od września, żeby to skończył. Jutro Dani chce jeszcze wymienić jakieś kable nad sufitem, bo mówi, że długo nie pociągną i zająć się oświetleniem na zewnątrz. Ale wewnątrz,  na otwarcie wszystko od strony elektrycznej jest gotowe. Natomiast jest jeszcze dużo pracy ze sprzątaniem, wstawieniem łóżka porodowego, wyniesieniem wszystkich śmieci itp. Trochę to dla mnie dziwne, że wszystko to siostra zostawiła na jutro. Ale „ca va”- to powiedzenie kwituje tutaj wszystko:)

Wieczorem ugotowałam moje pierwsze risotto, ale takie prawdziwe, włoskie, ryż jest jakby trochę papkowaty. To nasz absolutny przebój, który zapoczątkował Dani i musiałam go zrobić na ostatnią wspólną kolację z Vale. Jutro bowiem przychodzą na kolację nasi znajomi ją pożegnać, więc już nie będzie tak samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz