piątek, 24 lutego 2012

W pracy (11)

A więc ostateczna decyzja podjęta- jedziemy do Ariwara! Wyruszamy w niedzielę, bo jutro jeszcze musimy pomóc przy organizacji pokazu filmu w bibliotece. Tak że dzisiejsze popołudnie spędziłam na przygotowywaniu lekcji dla Joy, która zastąpi mnie na kursie angielskiego w bibliotece. Mała to przyjemność tak spędzać piątkowy wieczór, na dodatek sama, bo nikogo nie było w domu, z latającymi wszędzie termitami, które w tych dniach jakoś się uaktywniły i uprzykrzają nam życie. Ale podobno może być jeszcze gorzej- jak termity dorosną to latają całymi chmarami.  Wszystko musi być przygotowane przed wyjazdem, więc cieszę się, że to skończyłam dzisiaj, bo jutro jeszcze dużo przygotowań. W szpitalu rozdawaliśmy dzisiaj premiksy. To ciężka praca je przygotować: miesza się 50 kg mąki kukurydzianej z 5 kg cukru i 5 kg oleju na sypką, jednolitą masę, przy czym ja byłam cała brudna od mąki- prawdziwa fizyczna praca. Dzieciaki dostają tego po 2 kg na tydzień wg wytycznych, w domu trzeba z tego przygotować coś na kształt owsianki. Nie mieliśmy dzisiaj spotkania formacyjnego, bo w Wielkim Poście będziemy chodzić na Drogę Krzyżową- przynajmniej takie jest założenie: ja byłam pierwszy i ostatni raz na Drodze Krzyżowej w lingala, bez przesady! Na kolację znowu pochłonęliśmy risotto, bo- jak to w piątek- nasza spiżarka jest puściutka i ciężko w niej znaleźć coś oprócz ryżu, ziemniaków i mąki:) Ale to dobra wymówka by ugotować risotto, więc nie narzekam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz