niedziela, 26 lutego 2012

Marcela!

Myślę, że pora deszczowa oficjalnie się zaczęła- znowu rano na niebie same chmury i co jakiś czas pada. Na porannej mszy w kościele było przez to przyjemnie zimno. Po śniadaniu zaczęliśmy się pakować i to nieprawda, że kobiety się długo wybierają: czekałam, aż Dani skończy się pakować przez godzinę! Gdy wreszcie zapakowaliśmy wszystkie rzeczy na motor była dwunasta. Nie wiem jak to się tam wszystko zmieściło, bo nasze dwie wielkie torby prawie przeważyły motor. Nie wiem też jakim cudem my wpakowaliśmy się na motor, bo było naprawdę mało miejsca:) Podróż, zamiast zapowiadanych 40 minut, trwała 2 godziny- przyjechaliśmy do Ariwara zmęczeni, głodni i cali w pomarańczowym piachu, ale widoki były przewspaniałe, sawanna po horyzont. Siostry przywitały nas bardzo serdecznie i miło, choć z zaskoczeniem- przez te wszystkie zawirowania z siostrami w Aru, koniec końców nikt im nie powiedział, że przyjedziemy. Próbowaliśmy dzwonić do nich z drogi, ale nie było zasięgu. Tak że całe popołudnie spędziliśmy na leniwym odpoczynku. Dostałam super pokój w zakonie- z porządnym łóżkiem, moskitierą, ale bez własnej łazienki. Wieczorem po kolacji poznałam lepiej Marcelę- jedną z sióstr, która jest szefową szpitala i od której w sumie dostaliśmy zaproszenie. Pochodzi z Argentyny, mówi po hiszpańsku, włosku i francusku, jest naprawdę świetna, konkretna, swobodna- np. przy nas nie nosiła welonu, bo była w trakcie mycia głowy gdy przyjechaliśmy. Zaraziła mnie nową energią do szpitala, jutro ma mnie oprowadzić po nim. Dowiedziałam się, że mają czterech lekarzy i ze trzydzieści pielęgniarek, 143 łóżka. Szpital jest 3 minuty drogi od zakonu, wygląda wspaniale!!! O 21 siostry poszły spać- wpadliśmy w lekką konsternację, ale Marcela została jeszcze chwilę z nami, żeby porozmawiać i wyjaśniła nam, że siostry wstają o 4:30. Wow! Dzięki Bogu, że my nie musimy przestrzegać reguł zakonnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz