środa, 8 lutego 2012

Ostatni dzień z Valentiną!

Och, i tak mało czasu z Vale! Byłam dzisiaj tak zajęta na położnictwie, że prawie w ogóle się nie widziałyśmy- dobrze, że chociaż przyszła na otwarcie, to przynajmniej mogłyśmy tam porozmawiać. Od rana na położnictwie Dani walczył z kablami wszelkiego rodzaju, a ja z s.Salome sprzątałyśmy. Nie wiem, gdzie się podziały te wszystkie osoby, które miały nam pomóc, ale jak zobaczyłam, że jest 11, a sala porodowa wygląda jak po przejściu huraganu, to zabrałam się za sprzątanie, czyli to co robię najlepiej:) Po dwóch godzinach wszystko wyglądało świetnie, nawet Vale na otwarciu była pod wrażeniem. Potem robiłam mnóstwo małych rzeczy, które wciąż nie były skończone, także biegałam od jednego budynku do drugiego. Ale miałam czas by zrobić parę zdjęć podczas tego zamieszania.

Potem wróciłam na chwilę do domu coś zjeść i o 15 zaczęliśmy uroczystość otwarcia położnictwa. Najpierw była msza, potem poświęcenie budynku i sali, kilka przemówień i pyszne jedzenie. Wszystko trwało trzy godziny, zgrabnie wyszło, była bardzo miła atmosfera. Spotkaliśmy dużo znajomych, był czas, żeby spokojnie porozmawiać, a Vale mogła się ze wszystkimi pożegnać. Zrobiłyśmy mnóstwo zdjęć, a na otwarcie przyszli też nasi pacjenci, co według mnie było bardzo sympatyczne. Przyszła też mama mojego niedożywionego dziecka, którym jestem absolutnie zauroczona, poniżej jego zdjęcia, jest kochane, mam nadzieję, że wreszcie przekroczy 4 kilo. Dzisiaj jak go ważyłam było o 11 dag cięższe…cóż, przynajmniej nie ubyło na wadze.

Wieczorem przyszli wszyscy nasi znajomi pożegnać Vale. Dani zrobił chleby z orzeszkami arachidowymi i pistacjowymi, rozpaliliśmy też ognisko, żeby upiec marshmallows, ale przede wszystkim ogień spotęgował nasze poczucie smutku, zrobiło się bardzo nostalgicznie, zaczęliśmy wspominać wspólne chwile, ach- ciężko było!


Sprzątamy, sprzątamy!


Moja Merci z mamą

Clementina i Elizabeth

s.Salome- mój szef:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz