piątek, 3 lutego 2012

To dopiero jest zmiana!

Dzisiaj w szpitalu próba cierpliwości. Dwa dni temu przyjęliśmy 5-miesięczne dziecko ważące 4kg z zapaleniem płuc. Ładnie się zbiera z zapalenia, ale oczywiście najbardziej brakuje mu jedzenia. Mama ciągle powtarza, że dziecko je, bo karmi je piersią, ale nie zwróciła uwagi, że dziecko nie ssie. Przez 5 miesięcy nie zaniepokoiło ją, że dziecko w ogóle nie przybrało na wadze. Na dodatek, gdy Elizabeth przepisała mu mleko z torebki do dokarmiania ani mama nie chciała go mu dawać, ani pielęgniarki pomóc. Spotkałam się z absolutną ignorancją- już słyszałam, jak mówią, że skoro to dziewiąte dziecko w rodzinie, no to cóż możemy zrobić, przecież wiadomo, że będzie niedożywione. Udało mi się jednak namówić Maman Clementinę, żeby mi pomogła i zamiast zwykłego mleka(które jest przecież dla zdrowych dzieci) znalazłyśmy w aptece mleko F-75, specjalnie dla niedożywionych dzieci. Potem z pół godziny wyjaśniałyśmy mamie jak ma przyrządzić mleko, razem z demonstracją. Tutaj wszystko urasta do wielkiego problemu: znalezienie przegotowanej wody, termosu, w którym można by ją było przechować, znalezienie i umycie kubka i łyżki, mój Boże, koszmar! Na dodatek ja tłumaczę Maman o co mi chodzi moim łamanym francuskim, ona mówi to w lingala  jednej z mam, która zna lugbara i może to przetłumaczyć naszej mamie. Mama ma wyraz twarzy w stylu: ”zostawcie mnie w spokoju” i jest oczywiście bardzo chętna do współpracy. Mam ochotę potrząsnąć taką matką, ale zachowuję pełen profesjonalizm i na koniec na migi pokazuję, że wszystko będzie dobrze i żeby zachęcała dziecko do jedzenia. Potem wracam do szpitala po południu i przerabiamy to wszystko raz jeszcze…

Poza tym dzisiaj wielkie święto, moje, prywatne, bo wreszcie udało się uskutecznić rozdawanie PlumpyNut!!! Wreszcie dostałam lekarstwo, o które mi chodziło. Wieczorem w domu próbowaliśmy tego wynalazku- jest absolutnie pyszny, jak kremowe i słodkie masło orzechowe.

Ale ogólnie rzecz biorąc wieczór był co najmniej kiepski- Vale podjęła ostateczną decyzję, że wraca do Rzymu!! Czuje się źle, lekarstwa za bardzo jej nie pomagają i boi się, że może się stać coś nieprzewidzianego.  Nie mogę w to po prostu uwierzyć, jeszcze to do mnie nie dociera… Jedyną nadzieją jest to, że gdy poczuje się dobrze, może zdecyduje się wrócić. Ale na razie nie chce nam nic obiecywać, więc sama nie wiem co o tym myśli.

Dzień skończyliśmy wizytą Madre Tiny, która chciała się z nami pożegnać, bo we wtorek wyjeżdża i zaczyna się żegnać ze wszystkimi. Wczoraj przyjechała też s.Katerina z Rzymu, która skończyła tam  edukację i przywiozła nam wielką przesyłkę od rodziców Vale i dzisiaj ją rozpakowywaliśmy: mnóstwo serów(również Grana Padano, mniam, mniam!!), salami, prosciutto, lasagnia, tuńczyk i europejska pasta do zębów dla mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz