środa, 22 lutego 2012

Środa Popielcowa

Zmusiła mnie do wstania o szóstej rano, żeby pójść na mszę- ciężka pobudka:) Ale w kościele interesująco: zamiast posypywać głowy popiołem tutaj księża nanoszą znak krzyża na czoło z papki zrobionej z popiołu i oliwy. Najlepsze jest to, że ten znak zostawia się na czole przez cały dzień- widziałam dzisiaj mnóstwo takich ludzi. Wyglądało to dla mnie co najmniej dziwnie, ale tutaj oczywiście to nic niezwykłego.
W szpitalu natomiast porządna praca z niedożywionymi dziećmi: Merci i Andru. Mamy ich tylko dwójkę,  a jest przy nich tyle pracy, że nie wiem jak to ogarniemy, gdy będzie ich więcej. Zaczęliśmy dzień od inspekcji, gdyż znowu odwiedził nas Alfred z Ministerstwa Zdrowia, żeby skontrolować nasze działania. Dowiedziałam się też, że z dostaniem jedzenia dla naszych dzieci to będzie większy problem niż przypuszczałam. Bowiem UNICEF dostarcza PlumpyNut, a MMS(specjalny premiks do przygotowania  jedzenia dla mniej niedożywionych dzieci) jest dystrybuowany przez PAM, wszystko jest zlokalizowane w Bunii. Merci ma się dobrze, ale pomimo naszego żywienia nie przybiera na wadze. Andru ma mniejszą duszność, osłuchowo zmniejszyły się zmiany w płucach oraz obrzęki, ale nadal jest nieprzytomne, zjada tylko przez sondę, a najgorsze jest to, że ciągle ma gorączkę 38-39st.C, pomimo dwóch antybiotyków i chininy…Także byłam dzisiaj trzy razy w szpitalu pokazywać jak się karmi przez sondę, jak przygotowywać mleko, o jakich godzinach podawać itp. bo o 14 i o 18 jest zmiana pielęgniarek, a więc codziennie trzeba to wytłumaczyć trzem osobom.
Po południu zrobiłam test a angielskiego dla moich uczniów- wyszedł koszmarnie: nie znają podstawowych rzeczy, będziemy musieli się niestety cofnąć do rzeczy, które już przerobiliśmy...Ale nie ma sensu iść dalej z materiałem, skoro odmiana czasownika „to be” sprawia tyle trudności.
Z Danim ciągle czekamy na ostateczną decyzję czy możemy pojechać na tydzień do Ariwara- Dani ma tam elektryczną pracę do zrobienia, ja chcę zobaczyć szpital, bo Tina mi zaproponowała, żebym tam pojechała w lipcu/sierpniu z nowymi wolontariuszami, którzy przyjadą na wolontariat krótkoterminowy. To strasznie odległe plany, ale wolę być przygotowana, bo dochodzą mnie tylko wciąż słuchy o Ariwara, że jest tam gorąco, że warunki są kiepskie- muszę to sama zobaczyć.
Dzisiaj też chcąc być choć trochę miłosierna w stosunku do tutejszych insektów nie zabiłam latającej ćmy w mojej łazience- pomyślałam sobie: niech sobie pożyje. No i przychodzę do łazienki po jakimś czasie by stwierdzić, że ćma popełniła samobójstwo w niewielkiej ilości wody, która została w prysznicu. Bezcenne:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz