poniedziałek, 13 lutego 2012

W pracy (8)

Nie, no naprawdę! Muszę się tu wykazywać niezłą cierpliwością! Dzisiaj ogarniałam w szpitalu dwie sprawy: karty dzieci niedożywionych i dezynfekcję zużytych narzędzi chirurgicznych na położnictwie. Dzień był idealny, bo było mało pacjentów, spokojnie można było ich ogarnąć, na położnictwie nie było w czasie weekendu nowych porodów. Tak więc myślałam, że bez problemów załatwię wszystkie sprawy. Ale nie: tutaj traktują mnie coraz częściej jakbym chciała im zrobić krzywdę albo coś na złość. Także znowu musiałam przebrnąć przez akcję szukania kluczy, znajdywania s.Salome, przekonywania jej, że jednak dezynfekcja ma znaczenie i proszenia o zakup odpowiednich pojemników do przygotowywania roztworów do dezynfekcji. Efekt zobaczę może juto, ale coś nie jestem przekonana czy Salome się przejęła. Zaczyna mnie witać tym spojrzeniem w oczach „O, Boże, znowu ona!” jak chcę jej zadać pytanie. Wiem, że ma dużo na głowie i że jest wiecznie zmęczona, ale byłoby tak fajnie gdybyśmy mogły współpracować, a nie się tolerować… Ale nie narzekam- bo z Kampali doszły mnie co najmniej rewelacyjne słuchy, że Josephine(moja „ulubiona” siostra odpowiedzialna za zaopatrzenie apteki, której dopiero się nie chce!) dała listę rzeczy do kupienia dla szpitala Daniemu, żeby się tym zajął. Nie wiem jak on to zrobił, ale teraz przynajmniej mamy szansę, że coś się znajdzie w Kampali z tych leków, o które od tak dawna proszę Josephinę. Moje popołudnie było wyjątkowo trzynastkowe- prawie nic nie udało mi się załatwić z rzeczy, które sobie zaplanowałam. Tak więc posprzątałam połowę na razie naszej gigantycznej szafy w kuchni/spiżarce, a potem przyszli Esther, Bolingo, Felix i Jean de Dieu na lekcję angielskiego. Vale uczyła ich raz w tygodniu u nas w domu, żeby nie musieli płacić za kurs, który prowadzę w bibliotece. Myślę, że będzie z nimi więcej pracy niż myślałam, bo przepaść między Bolingo i Jeanem, którzy znają już trochę angielski, a Esther i Feliksem, którzy dopiero co zaczynają się go uczyć, jest jak dla mnie zbyt duża- i chyba będę musiała ich podzielić, żeby to miało ręce i nogi. Nie wiem, będę musiała się nad tym zastanowić. Na kolację natomiast Clara wyczarowała przepyszne tosty z patelni z salami, serem i jajkiem sadzonym. Niby nic, ale jak to ona- zawsze potrafi jakoś to tak wszystko połączyć, że wychodzi z tego przepyszne danie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz